Duży marsz przeszedł z Torwaru, obok Sejmu, do Alei Ujazdowskich przed siedzibę premiera.
NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność" oraz OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych zapowiedzieli na czwartek dwie manifestacje przed Kancelarią Premiera. Ich zgromadzenia zostały zgłoszone aż do 28 lutego, czyli na 10 dni. Rolnicy domagają się odszkodowań za straty spowodowane przez dziki oraz interwencji na rynkach wieprzowiny i mleka.
- Razem z grupą znajomych rolników przyjechaliśmy, bo dużym problemem w naszym regionie jest wyprzedaż ziemi obcokrajowcom. Naszym zdaniem, rząd powinien wspierać polskich rolników, a nie chętniej patrzeć na zagranicznych kupców - mówi Stanisław Terczyński. Przyjechał z województwa zachodniopomorskiego, które w czasie tego protestu ma silną reprezentację.
Pierwsza demonstracja wyruszyła z placu obok hali Torwar i ulicą Górnośląską przed gmach Sejmu. Słychać było trąbki i strażackie syreny, a także okrzyki: "Chłopi razem" czy "Polska ziemia". Na transparentach dominowały antyrządowe hasła. Negatywnym bohaterem dla demonstrantów jest minister rolnictwa.
Nie zabrakło akcentu charakterystycznego dla tego typu demonstracji Mariusz Majewski /Foto Gość Tam część dużej zatrzymała się i rozpoczęła swój protest. Jeden z jego organizatorów, Piotr Rybak, podkreślał, że rolnicy będą wytrwale walczyć o zrealizowanie ich postulatów. Jeśli demonstracje nie przyniosą dla nich efektu, zapowiadają rozbicie miasteczka namiotowego.
Po jakimś czasie druga część rolników, którzy wyruszyli z Torwaru, przemaszerowała dalej alejami Ujazdowskimi, przed siedzibę prezesa rady ministrów. Gdy rano rozmawialiśmy z organizatorami protestu, podkreślali, że ich delegacja chce o godz. 14 rozmawiać z Ewą Kopacz. Po trzech godzinach już było wiadomo, że takie spotkanie jest niemożliwe. Spotkać ma się z nimi za to przedstawiciel ministerstwa rolnictwa. Sam minister chce rozmawiać, ale "nie na ulicy, tylko przy stole" - jak podkreśla.
- Jeżeli rozbiją miasteczko wbrew przepisom prawa, prawdopodobnie spotkają się z sankcjami i ewentualną karą ze strony zarządcy drogi - zapowiedziała Ewa Gawor, dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.