Miał 16 lat, gdy trafił do jednego z najgorszych hitlerowskich obozów. Bóg czuwał nad jego życiem.
Prycze były trzypiętrowe. Początkowo każdy zajmował swoją, potem na zsuniętych łóżkach nocowało po pięciu. Eugeniusz był chudy, więc spał w środku, na krawędziach. Do wzorcowego hitlerowskiego obozu, w którym według różnych szacunków śmierć poniosło od 31 tys. do nawet 148 tys. osób, trafił po morderczej podróży w bydlęcych wagonach. Przeżył, bo gdy Niemcy wypędzali go z Zielonki, mama zaopatrzyła go w kilkanaście kostek cukru.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.