Historia, która nadaje się na hollywoodzką produkcję doczekała się jedynie dokumentu. Wprawdzie fabularyzowanego, z dobrą główną rolą, ale tylko dokumentu. Dlaczego?
Brytyjski historyk prof. Michael Foot zaliczył rtm. Witolda Pileckiego do sześciu najodważniejszych ludzi ruchu oporu II wojny światowej. Historią żołnierza, który dobrowolnie zgadza się na aresztowanie w niemieckiej łapance, by dostać się do obozu i stamtąd przemycać raporty o hitlerowskich zbrodniach, powinien zachwycić się więc każdy hollywoodzki reżyser. A jeśli już nie on, to przynajmniej polskie państwo. Tymczasem na produkcję filmu o bohaterskim rotmistrzu pieniędzy poskąpiły nie tylko agendy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwa Obrony Narodowej i urzędy marszałkowskie. Nie chcieli go sfinansować nawet posłowie, senatorowie i samorządowcy. Na 3400 imienne prośby odpowiedziało... kilkunastu.
Twórcy i producenci filmu oparli się na społecznej aktywności, czyli na czymś, co było bliskie Witoldowi Pileckiemu i co okazało się bliskie również jego rodzinie. Film udało się zrealizować dzięki ponad dwóm tysiącom indywidualnych darczyńców i wsparciu Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej z Nowego Jorku. W produkcję , którą rozpoczęto w 2014 r., zaangażowało się czynnie ponad 300 osób różnych profesji i zainteresowań, zafascynowanych postacią Witolda Pileckiego, liczne grupy rekonstrukcyjne oraz kilka instytucji: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem, Krakowska Szkoła Filmowa, Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna w Krakowie, Aeroklub Polski, Muzeum Koryznówka w Nowym Wiśniczu.
Producentem filmu jest Stowarzyszenie Auschwitz Memento. Za uzbierane w akcji "Projekt: Pilecki" 250 tys. zł udało się stworzyć fabularyzowany dokument. Z dobrą rolą pierwszoplanowego bohatera granego przez Marcina Kwaśnego. Ale niski budżet niestety widać i słychać. Zawiodą się więc ci, którzy pójdą do kina szukając sensacyjnego filmu. Choć twórcy zapewniają że biografia człowieka, który swoje życie poświęcił walce ze zbrodniczymi dyktaturami XX wieku - niemieckim narodowym socjalizmem i sowieckim komunizmem, jest ciekawsza niż zmyślona fabuła "Rambo".