Nie wiem, czy Teatr Powszechny odważyłby się wystawić sztukę, w której lżono by wartości cenne dla innej religii, do podcierania użyto flagi Niemiec i planowano by zabójstwo Grzegorza Schetyny.
Od kilku dni śledzę krytyczne, a także z rzadka pojawiające się głosy aprobaty, wobec spektaklu, który swoją premierę miał 18 lutego w Teatrze Powszechnym.
Spektaklu, który z założenia miał wywołać skandal, bo przed zakupem biletu widzowie są ostrzegani, że jest on przeznaczony wyłącznie dla dorosłych oraz że zawiera "sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które mimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne".
Założenie udało się osiągnąć z nawiązką. Jest powszechne oburzenie, sprawą zajmuje się prokuratura, przed teatrem odbył się protest.
O "Klątwie" dyskutują wszyscy - bo ci, którzy na niej byli wyszli zniesmaczeni i zszokowani, a reszta - po prostu pornograficznego gniota oglądać nie chce i zachodzi w głowę, jak w ogóle mogło dojść do premiery.
Na deskach szanowanej dotąd warszawskiej sceny obraża się i lży symbole oraz postacie drogie chrześcijanom, w podły sposób znieważa flagę Watykanu, z imienia i nazwiska wymienia się polityka, którego rzekomo chciałoby się pozbawić życia.
Nie wiem, czy teatr odważyłby się wystawić sztukę, w której tak potraktowano by wartości cenne dla innej religii, do podcierania użyto by flagi Niemiec, a zamiast Jarosława Kaczyńskiego czyhano by na życie Grzegorza Schetyny.
Oczywiście ani wyznawcom innych religii ani przedstawicielom żadnej partii, takich doświadczeń nie życzę. Dyrekcja teatru za to z łatwością i mocno prymitywnie wpisała się w nurt antychrześcijański i antypisowy.
Mieliśmy już "artystów", którzy chcieli zaistnieć obrażając katolików i na szczęście wielkiej kariery na tym nie zrobili. Wręcz przeciwnie: spotkali się ze społecznym ostracyzmem. Dziwi też wikłanie teatru w bieżącą politykę - chyba, że ostatnio publika teatrowi nie dopisuje i "zbiórka na Kaczyńskiego" to chwyt marketingowy, by zapełnić widownię zwolennikami KOD.
Sprawa spektaklu w Teatrze Powszechnym nie schodzi z afisza publicznej krytyki. O "Klątwie" mówią wszyscy - tylko nie stołeczny ratusz. Chociaż to on pierwszy powinien zareagować na treści, które godzą w dobre imię poszczególnych osób, społeczności, państwa. Wszak Powszechny jest finansowany z miejskiej kasy i podlega dozorowi miasta.
Tymczasem dyrektor Biura Kultury m.st. Warszawy Tomasz Thun Janowski wypowiedział się tylko w mediach społecznościowych, pisząc: "Wspaniałe i ważne przedstawienie". Głos zabrał też wiceprezydent Michał Olszewski, który podkreślił, że rolą samorządów nie jest cenzurowanie kultury.
Nie o cenzurę jednak chodzi, ale o mądre wydawanie publicznych pieniędzy, które powinny wspierać przedsięwzięcia służące dobru ogólnemu. A takim z pewnością nie jest obrazoburcza wizja chorwackiego reżysera, którego pomysły były już oprotestowywane w Polsce i w innych krajach.
Od kilku dni czekam na jakąś reakcję miejskich urzędników. Ratusz mógłby wezwać na dywanik dyrektora teatru, pogrozić cofnięciem kurateli i dotacji. Ale z jakiś powodów milczy. Jego bezczynność jest w tym przypadku wymowna i przygnębiająca. Mam nadzieję, że wyborcy będą o niej pamiętać.