O przestrzeni duchowej Polaków, umierającym romantyzmie i powołaniu poetów z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Szymon Babuchowski
Jarosław Marek Rymkiewicz - ur. w 1935 r. Poeta, historyk literatury, eseista, tłumacz, dra- maturg, powieściopisarz. Laure-at Nagrody Literackiej Nike 2003. Wydał kilkanaście tomów wierszy i kilkanaście książek eseistycznych, w tym „powieściowe encyklopedie” poświęcone Leśmianowi i Słowackiemu. Mieszka w Milanówku.
Szymon Babuchowski: W jednym z wywiadów wyznał Pan, że marzy o tym, by pojawili się w Polsce politycy, którzy otworzyliby przed nami przestrzeń duchową. Czym jest przestrzeń duchowa Polaków? Jaki model życia możemy uznać za rdzennie polski?
Jarosław Marek Rymkiewicz: – W przestrzeni duchowej Polaków znajdują się ich odwieczne obyczaje, odwieczne wierzenia, odwieczne sposoby życia. A także odwieczne sposoby artykułowania swojej odrębności. Jest tam więc wszystko to, co przez stulecia było Polską. Mówiąc jeszcze inaczej, mieści się w tej przestrzeni – a zarazem tworzy tę przestrzeń – wszystko to, co składa się na cywilizację polską, którą przez kilka stuleci tworzyliśmy na ziemiach między Łabą a Morzem Azowskim. Ja nie przypadkiem mówię tu właśnie o Łabie i Morzu Azowskim. Takie terytorium dla cywilizacji Polaków zakreślił bowiem pięćset lat temu Jan Kochanowski w jednym ze swoich epigramatów – mowa tam jest o tym, że Rzeczpospolita Polaków to jest to, co „między Łabą i wodami Meotydy widzi Niedźwiedzica”.
Meotyda to jest właśnie Morze Azowskie. Ale jeśli tak właśnie ujmiemy naszą duchową przestrzeń, tak ją usytuujemy, to będziemy też musieli powiedzieć, że jest to przestrzeń ruchoma – coś takiego, co przez stulecia zmieniało się albo pod wpływem różnych okoliczności, albo samo z siebie – i raz było takie, a raz inne. Moglibyśmy więc też powiedzieć, że mamy wiele różnych polskich przestrzeni, które otwierają się przed nami i zapraszają nas, żebyśmy w nich żyli – zgodnie z ich wewnętrznym porządkiem. Albo że jest to taka przestrzeń, która dzieli się na wiele segmentów, a te segmenty wcale nie muszą być do siebie podobne. Mielibyśmy więc do czynienia z czymś takim, co daje nam jakiś wybór. Możemy, patrząc w naszą narodową przeszłość i rozglądając się w dziejach Polaków, powiedzieć sobie: chcemy być akurat takimi Polakami, jakimi jesteśmy obecnie.
Ale możemy też powiedzieć: wolelibyśmy być jakimiś trochę innymi Polakami, trochę bardziej podobnymi do tych, którzy żyli tu sto czy dwieście, czy pięćset lat temu. Pojawia się tu jednak zaraz takie pytanie: czy to jest rzeczywiście tak, że to my wybieramy naszą polską przestrzeń duchową, czy raczej jest tak, że to ona nas wybiera? A wybierając nas i nie pytając nas w tej sprawie o zdanie, każe nam żyć tak, jak ona tego chce, jak jej się podoba. Ujmując to inaczej – czy polskość jest czymś, co jest nam dane i co się nam narzuca, każe nam być Polakami, takimi a nie innymi, czy też czymś takim, o czym my sami decydujemy. Nie widzę dobrej odpowiedzi na to pytanie – to znaczy takiej, która by tę sprawę ostatecznie przesądziła.
Jeśli polskość jest czymś, co sobie (przy pomocy naszego życia) wybieramy, to jest oczywiste, że jakiś wybór stoi również przed naszymi politykami – powinni oni, po pierwsze, otwierać przed swoimi wyborcami różne przestrzenie polskości, pokazywać im i proponować różne sposoby życia polskiego, a, po drugie, powinni być też strażnikami tych przestrzeni – czyli strażnikami różnych możliwości życia polskiego. Zdaje się jednak, że tak nie jest – politycy interesują się różnymi skądinąd pożytecznymi rzeczami, mówią, że dbają o to, żeby rozwijała się gospodarka i żeby malało bezrobocie, i żeby na ulicach panował jaki taki porządek – i to wszystko jest oczywiście bardzo ważne – ale o tym, jak powinno wyglądać życie polskie, jego strona duchowa, mówią bardzo mało. Albo nic o tym nie mówią, bo nic o tym nie wiedzą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.