Arka Noégo

Tomasz Gołąb


|

Gość Warszawski 36/2012

publikacja 06.09.2012 00:15

Kiedy siadasz naprzeciwko innego gracza, nie ma znaczenia, czy go znasz, czy nie. Znikają bariery językowe, już nie dzielą nas wiek ani poglądy. Po prostu zaczynasz zabawę.



Olivier, Noé i Marcin chcą, żeby w Ludotece Roszada każdy, niezależnie od zasobności portfela, mógł rozerwać się przy grach planszowych 
Olivier, Noé i Marcin chcą, żeby w Ludotece Roszada każdy, niezależnie od zasobności portfela, mógł rozerwać się przy grach planszowych
Tomasz Gołąb

Noé Nitot sam wygląda trochę jak dziecko. Oczy, które cały czas się śmieją, wypisana na twarzy ciekawość świata i ten sposób mówienia... Choć, jak na Francuza, który od dwóch lat jest w Polsce, błędów robi niewiele, czasem tylko zabraknie mu słowa albo śmiesznie odmieni „marchewków” i „pionkę”. Może dlatego dzieciaki, które odwiedzały „Warsztat” przy pl. Konstytucji, gdzie trzy dni w każdym tygodniu wakacji prowadził zajęcia z gier planszowych, uwielbiały z nim grać. I wygrywać. Podobne spotkania odbywają się w kilku warszawskich kawiarniach. Projekt „Ludoteka Roszada” ma coraz więcej fanów.


Z Francuzem w Chińczyka


33-letni mężczyzna nie kryje, że od dziecka uwielbia planszówki. I zapytany, którą ceni najbardziej, spogląda na półkę z blisko 160 grami, i wzrusza ramionami, nie mogąc się zdecydować. Wreszcie wyciąga mały woreczek, z drewnianymi krążkami w czterech, czy pięciu kolorach i niewielką fioletową szmatką, która służy za planszę. – Widzisz, to „Iglooo”. W Polsce jeszcze nie można dostać. Zagramy?
Po kilku ruchach łapię zasady. Kolory nie mogą się stykać, a z małych wieżyczek powstają po chwili ścianki przypominające podbiegunowy domek. Takie proste? 
– Jak myślisz, że jesteś mistrzem, to już przegrałeś. Zaraz przyjdą dzieci, to cię ograją – śmieje się Francuz. Jest trochę jak biblijny Noe, który ocala ludzi, odciągając ich od ekranów telewizorów i zachęcając, żeby wspólnie spędzili z sobą trochę czasu, rozgrywając partyjkę „Blokusa”.
Studiował arteterapię (arte z łac. ars – „sztuka”), czyli leczenie przez sztukę. Potem dziesięć lat spędził, pracując z osobami niepełnosprawnymi, fizycznie lub psychicznie. – Każdy, kto widzi takie osoby, użala się, współczuje, że nie mogą chodzić czy myśleć jak inni. Ale wszystkie te uprzedzenia pryskają jak bańka mydlana, kiedy usiądzie się z nimi do gry w chińczyka czy „Fasolki” – mówi Noé, który potrafi rozbawiać swoich słuchaczy także jako „operator marionetek”.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.