Czy można wymyślić 40 gatunków pieczywa? Właśnie tyle piecze się w najstarszej warszawskiej piekarni, prowadzonej od pięciu pokoleń przez rodzinę Kałasów.
Aleksander Kałasa wraz z bratem prowadzi piekarnię na Polnej, jego siostra – na Racławickiej
Joanna Jureczko-Wilk
Ściany sklepu przy ul. Polnej zdobią dawne mistrzowskie dokumenty, wizerunek św. Klemensa Hofbauera – patrona piekarzy i drewniane szufle, którymi prapradziadek Kazimierz Kałasa ładował bochny do pieca w swojej pierwszej piekarni. Był rok 1910 i Konstancin-Jeziorna należał wtedy do modnych uzdrowisk. Kałasa piekł świeży, dobry chleb dla licznych kuracjuszy, nazwał więc piekarnię „Kuracyjną”. I pod tą nazwą jego syn Aleksander w latach 20. ub. wieku przeniósł rodzinny biznes do Warszawy. Najpierw na ul. Rozbrat, potem na Narbutta, aż wreszcie w latach 30. wybudował piekarnię przy ul. Racławickiej. Wypiekano w niej chleb nieprzerwanie aż do powstania warszawskiego.
Schron na... mąkę
Po śmierci Aleksandra Kałasy interes przejął jego syn Tadeusz. To on zarządzał piekarnią w najtrudniejszych czasach okupacji i w powojennych latach nieprzychylnych „prywaciarzom”. W wypowiedzi dla Ośrodka KARTA wspominał, jak 1 września o świcie pakowali chleb do furgonu, kiedy na niebie zobaczyli niemieckie samoloty. Żeby w wojennej zawierusze piekarnia mogła działać, wybudował schron, a w nim przechowywał... mąkę. Kiedy wybuchło powstanie, magazyn był pełen i piekarnia przez dwa miesiące piekła na potrzeby wojska. Gdy pod koniec września weszli Niemcy i wypędzili piekarzy, w piecach był jeszcze gorący chleb. Tadeusz Kałasa powrócił do spalonej piekarni na początku 1945 r. Musiał zaczynać od początku. Kiedy uruchomił wypiek chleba, wieczorami wychodził na róg ulicy Racławickiej i Puławskiej, i liczył świeczki w oknach.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.