Wszystkie babki z Mamy Róży

Agata Puścikowska

Babki są młode i piękne. Mają też dzieci: jedno, dwoje czy... czternaścioro. I dobrze się bawiąc – zmieniają świat.

Wszystkie babki z Mamy Róży

Byłam ostatnio na zupełnie wyjątkowym spotkaniu. W "podziemiach". Za kratami. Wśród samych kobiet i ich dzieci. Większość z matek to panie wielodzietne. A wśród nich nawet absolutna "rekordzistka": jest rodzicielką 14 dzieci. Wyszłam z "podziemi" uśmiechnięta i zrelaksowana, mimo popiskujących niemowlaków wokół i kilkulatków, które uwijały się między mamami a stołem z pysznym domowym ciastem. Takich "podziemi" powinny doświadczyć wszystkie mamy. Szczególnie te nieco zagubione, szukające swojej tożsamości, przytłoczone troskami i codziennym, rodzinnym "kołowrotkiem". 

Siła dobrej, nowoczesnej, a prostej w założeniu i formie prorodzinnej inicjatywy. Oto hasło, które najlepiej chyba charakteryzuje działalność Stowarzyszenia bł. Mamy Róży. Stowarzyszenia, które powstało równo rok temu z inicjatywy kilku zaprzyjaźnionych rodzin. Cel: promocja rodziny, promocja macierzyństwa i ojcostwa. Pokazanie światu, że rodzina to wartość najwyższa. I co ważne, celem Stowarzyszenia jest też wspieranie matek, które pracują wyłącznie w domu, z dziećmi. Bo przecież te matki, w opinii wielu, "siedzą" w domu i "nic nie robią". A naprawdę rozwijają się, działają, mądrze wychowują przyszłych Polaków.

Stowarzyszenie od kilku miesięcy zaprasza na spotkania nazywane Akademią Mamy Róży: to wykłady prowadzone przez specjalistów – na tematy ludzkie, mądre, poważne, a czasem nieco mniej. Po części teoretycznej jest czas na dyskusję. A potem – co chyba najistotniejsze – na rozmowy, kawę, herbatę i wspaniałe (!) tarty warzywne. Najważniejsze jednak są być może rozmowy "kuluarowe" – na temat dzieci, problemów, szalonych pomysłów i zadań, pracy zawodowej lub jej braku. I wcale te rozmowy nie są cukierkowe. Czasem bywają burzliwe i mocne. Ale życiowe. Jak życiowe jest macierzyństwo i ojcostwo. A po takim spotkaniu: wymianie myśli, uczuć, doświadczeń – wychodzi się ze spotkania z nowymi dobrymi myślami i siłami. Na kolejny miesiąc starczy. Małe kroczki, by mądrze, pozytywnie zmieniać świat.

Wykłady Akademii Mamy Róży nie byłyby możliwe, gdyby nie wsparcie ks. Tadeusza Bożełki, proboszcza parafii św. Stanisława na Żoliborzu. To przy parafii, w budynku Domu Pielgrzyma "Amicus" lub w salce katechetycznej obok (w piwniczce, za "kratami"), odbywają się spotkania. Szczęśliwie dobremu księdzu nie przeszkadzają małe dzieciaki, i to w sporej ilości. Co więcej, uśmiech na ustach proboszcza mówi sam za siebie: dzieci i rodzina to największy skarb! Takie pro life w praktyce. Dziękuję, księże Tadeuszu, że Akademia znalazła u Ciebie dobre i przyjazne miejsce. Co ważne dla zawsze zabieganych, a nie zawsze zmotoryzowanych matek: na Żoliborz, na plac Wilsona, dojazd jest świetny ze wszystkich niemal miejsc w Warszawie.

A chociaż może czasem (np. 15 lutego) wykładowca Akademii nie był zbyt "profesorski", więc być może nie spełnił wyśrubowanych intelektualnych oczekiwań organizatorów, to z tego miejsca bardzo dziękuje. Bo... dobrze się bawił. Dziękuję organizatorom i za zaproszenie, i za ciekawą dyskusję. I przede wszystkim za możliwość doświadczenia atmosfery prawdziwie prorodzinnej. Miło było poznać babki nietuzinkowe, mądre i... z bardzo ciętym językiem. To lubię! A wszystkim mamom – jednego, dwójki, czwórki czy czternaściorga dzieci – gorąco Akademię Mamy Róży polecam. 

Myślę też, że sama Mama Róża – błogosławiona, która wychowała dobrze kilkanaścioro dzieci, uśmiecha się z nieba i błogosławi. A może nawet (dyskretnie) w spotkaniach uczestniczy...