Syna wychowam inaczej

Agata Ślusarczyk

|

Gość Warszawski 10/2013

publikacja 07.03.2013 00:00

Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy. Kręgosłup moralny mają zwichnięty, nadwyrężony, a czasami w ogóle go brak. Próbują go „nastawić” księża orioniści z Barskiej. Operacja czasem boli...

Kiedy miał 10 lat, po raz pierwszy spróbował marihuany. Spodobało mu się. Koledzy z podwórka mieli starszych braci, a starsi bracia mieli narkotyki. Krzysztof zaczął brać. Trochę go złościło, że prowadzi podwójne życie: w Łodzi w sportowej szkole trenował siatkę, a po treningu ćpał. Do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego prowadzonego przez księży orionistów przy ul. Barskiej trafił w wieku 17 lat. Z przerażeniem. Na koncie miał już trzy pobicia, znieważenie funkcjonariusza policji, kradzież, trzyletnią przerwę w edukacji i absolutne przeświadczenie, że w ośrodku jeszcze gorszego bandziora z niego zrobią. Przez dwa lata pobytu na Barskiej, w jego życiu wszystko się zmieniło... – Wróciłem do trenowania siatkówki, chodzę na terapię alkoholową, kończę III klasę gimnazjum, za rok będę miał zawód kucharza małej gastronomii. Planuję iść do sportowego liceum i na studia – mówi, nie kryjąc zadowolenia. I z powagą dodaje: – Będę dalej prostować swoje życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.