Dyktatura billboardu

Agata Ślusarczyk

Nie chcę czuć się jak szczur w wielkomiejskiej klatce, na którym spece od reklamy robią coraz śmielsze eksperymenty.

Dyktatura billboardu

Dziennikarski dzień jak co dzień. Praca w terenie. Jadę tramwajem spod Centralnego w stronę Arkadii. Róg ul. Solidarności i Jana Pawła II - oczom nie wierzę… Patrzę raz jeszcze. Gigantyczna reklama prezerwatyw wisi na frontonie budynku. Z wielkoformatowej siatki wielkości 8 boisk do piłki siatkowej uśmiecha się kobieta: "Kochasz sex? Nie lubisz prezerwatywy? Pokochasz... [i tutaj pada nazwa marki]".

Zagotowało się we mnie. Bo cóż w sumie stoi na przeszkodzie, by za chwilę miasto nie zostało oblepione reklamami-gigantami środków antykoncepcyjnych, klinik, w których można dokonać aborcji upośledzonego płodu (tzw. legalna aborcja), czy plakatami społecznej kampanii o dobroczynnym wpływie masturbacji? Skoro półnagie kobiety w seksualnych pozach, reklamujące swoimi wdziękami wszystko, co się da - bez większych społecznych protestów - pojawiają się na billboardach, to może czas na mocniejszy kaliber?

Nie chcę czuć się jak szczur w wielkomiejskiej klatce, na którym spece od reklamy robią coraz śmielsze eksperymenty. Postanowiłam więc działać. Telefon do Stowarzyszenia "Twoja Sprawa", które od lat zajmuje się kwestiami obyczajności reklam, a w szczególności nadmierną ich seksualizacją. Dowiaduję się, że sprawa rzeczonej reklamy jest dość delikatna, bo nikt prawa tu nie łamie... - prezerwatywy mogą być reklamowane jak każdy inny środek medyczny. Poza tym, nie jest to treść pornograficzna. Mimo braku prawnej podstawy, zgłoszenie "ustne" zostało przyjęte - członkowie stowarzyszenia odpuszczać tematu nie zamierzają. Na swoim koncie mają sporo sukcesów, więc szansa jest.

Kwestie etyczne - bo o takie tu chodzi - radzą zgłosić do Rady Etyki Reklamy. Na stronie internetowej Rady dostępny jest Kodeks Etyki Reklamy, o który swoje postanowienia opiera Rada. Czytam więc i wytykam...

Art. 2. punkt 1. "Działania objęte postanowieniami Kodeksu będą wykonywane z należytą starannością, zgodnie z dobrymi obyczajami, prowadzone w poczuciu odpowiedzialności społecznej oraz zgodnie z zasadami uczciwej konkurencji".
Reklamowanie prezerwatyw narusza dobre obyczaje - chociażby skromności i poczucia wstydu. Budzi niesmak i narusza godność człowieka - sprowadzając go do "konsumenta doznań erotycznych". Społeczna odpowiedzialność, to branie pod uwagę skutków reklamowania danego produktu - zachęcanie do stosowania środków antykoncepcyjnych nie służy budowaniu zdrowego społeczeństwa, opartego na rodzinie, otwartego na życie. Zachęca raczej do traktowania seksu rozrywkowo, nie łącząc go z płodnością.

Art. 32 "Przepisy zawarte w art. 22-31 stosuje się odpowiednio również do reklam, które nie są bezpośrednio skierowane do dzieci, jednak dzieci są ich odbiorcami ze względu na formę oraz miejsce i sposób prezentowania reklam. Dotyczy to w szczególności reklam emitowanych w telewizji w sąsiedztwie audycji dla dzieci, reklam wyświetlanych w kinach przed seansami filmów dla dzieci oraz reklamy zewnętrznej".
Obecność w publicznym miejscu reklamy prezerwatyw siłą rzeczy naraża na jej odbiór także młodzież i dzieci. Koncentrowanie uwagi dzieci, a także młodzieży na sferze seksualnej w zbyt wczesnym wieku zaburza ich rozwój. 

Art. 4 "Reklamy nie mogą zawierać treści dyskryminujących, w szczególności ze względu na rasę, przekonania religijne, płeć lub narodowość".
Sprowadzanie kobiety do roli obiektu seksualnego dyskryminuje ją jako człowieka.

Skoro tak, to nic nie stoi na przeszkodzie, by o niezgodności reklamy poinformować KER. Prosty formularz do wysyłania zgłoszeń znajduje się na stronie. Problem jednak w tym, że orzeczenia Rady są uznaniowe, a w jej gronie zamiast etyków zasiadają przedstawiciele branżowych stowarzyszeń. Mimo wszystko, warto próbować. Nawet własnymi słowami, bez przytaczania paragrafów. Bo każdy głos mieszkańca Warszawy to sygnał, że nie jest OK. Że narusza to naszą wrażliwość i godność. A wyrażać własne zdanie każdemu przecież wolno. A gdyby wyraził je każdy, kto je posiada - głos urósłby w siłę. Może wówczas, podobnie jak w ubiegłym roku, przy okazji reklamy napoju energetycznego Black, Rada Etyki Reklamy dopatrzyłaby się naruszenia Kodeksu. A przedsiębiorca zrozumiałby, że to etyka uczyni z niego biznesowego mistrza. A nie jej brak.