Iris poznaje prawdę

Gość Warszawski 01/2014

publikacja 02.01.2014 00:00

Przeszli piekło. Józef Marciński do dziś budzi się zlany potem, nie mogąc złapać powietrza na wspomnienie okrucieństwa SS-manów. Miał tyle lat co młoda wolontariuszka Stowarzyszenia Maksymiliana Kolbego, która opiekuje się nim dziś w Warszawie. Więźniów nazistowskich obozów ubywa jednak każdego dnia.

 Olga z Ukrainy i Iris z Niemiec traktują Józefa Marcińskiego trochę jak własnego dziadka Olga z Ukrainy i Iris z Niemiec traktują Józefa Marcińskiego trochę jak własnego dziadka
Zdjęcia Tomasz Gołąb /GN

Józef Marciński przechowuje skrawek materiału, który udało się wydrzeć z obozowego pasiaka już po wyzwoleniu obozu. Bracia nie mieli tyle szczęścia. Jeden zginął od strzału w głowę, bo nie wytrzymał morderczego marszu. Ciało drugiego osobiście zaniósł do krematorium, żeby nazista nie wbijał mu, jak innym zmarłym z wycieńczenia, bosaka w brzuch. Czterech było braci. I ojciec.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.