Walizka na tamten świat

Gość Warszawski 12/2015

publikacja 19.03.2015 00:00

O świętym życiu i świętym umieraniu z dr n. med. Mariolą Kosowicz, psychoonkologiem, rozmawia Agata Ślusarczyk.

 Mariola Kosowicz kieruje Poradnią Psychoonkologii przy ul. Roentgena 5 Mariola Kosowicz kieruje Poradnią Psychoonkologii przy ul. Roentgena 5
agata Ślusarczyk /foto ość

Agata Ślusarczyk: Żeby dobrze umrzeć, potrzeba dziś psychologa? Kiedyś ludziom towarzyszyli rodzina i przyjaciele...

Mariola Kosowicz: Wiele rodzin nie zdaje pomyślnie egzaminu z dojrzałości. Ich towarzyszenie osobie umierającej to bolesny chaos. Przez kilka miesięcy odwiedzałam młodego chłopaka umierającego na nowotwór. Rozmawiałam z nim, podczas gdy jego rodzice w kuchni obarczali się winą za jego chorobę. Nie chodzi o to, żeby osoby towarzyszące tłumiły swoje emocje, ale żeby miały odwagę zmierzyć się z nimi. Właśnie w takich sytuacjach może pomóc rozmowa z psychologiem, księdzem, przyjacielem. Codziennie przed rozpoczęciem pracy modlę się o łaskę Ducha Świętego i otwartość umysłu.

Od wielu lat towarzyszy Pani ludziom w „pakowaniu walizek” na tamten świat. Co w nich jest?

Wiele niepotrzebnych rzeczy – pieniędzy, złości, niewyjaśnionych historii, niezgody na cierpienie. Trudno się z tym przedostać na drugą stronę. W przeważającej większości ludzie mają smutny bilans życia. Nie spotkałam osoby, która niczego nie żałuje. Różny jest tylko ciężar gatunkowy tego, czego żałujemy. Ale są też piękne historie – jak pewnej rodziny, w której umierało dziecko. Oni celebrowali jego życie do samego końca – zorganizowali bal przebierańców, pojechali na wymarzone wakacje. Mieli świadomość, że już nigdy razem tego nie zrobią. Zdążyli podziękować. Piękne jest również to, że pomimo trudnego bilansu życia, ludzie potrafią umrzeć łagodnie, pogodzeni z własną historią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.