Co myśmy już przeżyli...!

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 21.05.2016 20:18

Znane damy wspominają dawną Warszawę.

Krystyna Sienkiewicz i Joanna Szczepkowska wspominały nie zawsze dobre lata 70. i 80. Krystyna Sienkiewicz i Joanna Szczepkowska wspominały nie zawsze dobre lata 70. i 80.
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Pretekstem do rozmowy o tym, jak dawniej żyło się w stolicy, jest seria albumów Foto Retro, która ukazała się nakładem Wydawnictwa BOSZ.

Wstęp do poszczególnych jej części napisały m.in. aktorki:  Beata Tyszkiewicz, Krystyna Sienkiewicz, Joanna Szczepkowska oraz prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz. Czytelnicy mieli okazję spotkać się z nimi podczas Warszawskich Targów Książki, które od 19 do 22 maja odbywają się na Stadionie Narodowym.

Hanna Gronkiewicz-Waltz podkreśliła, że Warszawa zawsze była miastem niepokornym, ale też potrafiła szybko "otrząsać się" z sytuacji trudnych.

- Odradzała się, jak Feniks z popiołów po pierwszej, a potem po drugiej wojnie światowej. Zawsze przyciągała nowych ludzi z całej Polski, którzy wiązali z nią nadzieję na lepsze życie. Teraz stała się stolicą na miarę XXI wieku. Dla mnie ważne jest, żeby było to miasto "wygodne" dla mieszkańców: ze sprawnie funkcjonującym transportem publicznym, nowoczesnymi szkołami i przedszkolami, z atrakcyjną ofertą kulturalną - podkreślała prezydent stolicy.

Mówiąc o latach 50. Krystyna Sienkiewicz wspominała, że pamięta je jako lata wielkiego powojennego zapału, budowania domów i kwitnącego życia towarzyskiego.

 - Może to zasługa tego, że w domach nie było telewizorów, ludzie jedli obiady w gronie rodzinnym, a nie w stołówkach, a wieczorami spotykali się ze znajomymi. My młodzi chodziliśmy na potańcówki - mówiła Sienkiewicz.

 Wspominając lata 60. w jednym z albumów BOSZ-a, Beata Tyszkiewicz podziwiła niezwykłą zaradność mieszkańców Warszawy, którzy w czasach, gdy sklepy świeciły pustkami, potrafili modnie się ubrać i z niczego zrobić coś.

 - W latach 60. chodziłam do szkoły teatralnej i różne osoby dostawały paczki z Ameryki, a tam były rajstopy z dziurami i oczkami. Kupowałyśmy je, bo były tanie i nosiłyśmy do repasacji. Taki punkt jest do dzisiaj na ul. Wilczej. Chociaż ja uważam, że pończocha oczkiem ma wielki wdzięk i pozwala się czuć swobodnie, szczególnie gdy idziemy do znajomych, którzy mają psy albo koty - mówił aktorka.

 Jej zdaniem trudne doświadczenia nauczyły nas pewnego dystansu i tolerancji, umiejętności odnalezienia się w różnych sytuacjach. 

 - W czasach kartek na żywność, nikt z głodu nie umarł - przeciwnie udawało się nawet robić obfite wesela. Ech, co myśmy już przeżyli...! Ale zawsze potrafiliśmy sobie poradzić - wspominała aktorka. 

Wstęp do albumu o latach 70. napisała Anna Seniuk, która z powodu zajęć w teatrze, nie przybyła na targowe spotkanie. W swoich przemyśleniach przyznaje, że emocjonalnie była związana z Krakowem i początkowo nie lubiła stolicy, ale w 1971 r. wyszła za "chłopaka z Warszawy", potem urodziła małego warszawiaka i mała warszawiankę. I tak już tutaj została, a po latach może powiedzieć że: "coś w tym mieści jednak jest!". Lata 70. w stolicy to dla niej przede wszystkim wielkie place budowy sztandarowych stołecznych inwestycji, na tle których wystąpiła jako Madzia Karwowska, żona typowego "Czterdziestolatka".

Trudne politycznie lata 80. przypomniała Joanna Szczepkowska, która 4 czerwca 1989 r.  symbolicznie ogłosiła w Dzienniku Telewizyjnym, że "skończył się w Polsce komunizm".

 - Ten czas kojarzy mi się z pustkami na sklepowych półkach,  z masami protestujących ludzi - radosnych, ale też uciekających, bitych, traktowanych gazem łzawiącym. Oglądałam to wszystko z okien ówczesnego mieszkania u zbiegu ulic Długiej i Miodowej. Na Długiej grupowało się do akcji ZOMO i mogłam tych ludzi obserwować - mówiła aktorka.

Wspominała, jak pewnego dnia - a było to w stanie wojennym - w Teatrze Kameralnym, przy ul. Foksal, z powodu zamieszek na ulicach żaden widz do teatru nie dotarł. Dyrektor Kazimierz Dejmek kazał jednak grać spektakl przy pustej widowni. Sztuka już trwała, kiedy na widownię wpadli ludzie uciekający przed ZOMO, kaszlący od gazu łzawiącego. Za chwilę za nimi wpadli ZOMO-owcy, ale widząc spokojnie siedzących widzów, opuścili ręce z pałkami.

- Nie mieli kogo gonić, bo nikt nie uciekał, więc się wycofali.  A my dograliśmy spektakl dla tych czternastu osób, na zakończenie biliśmy sobie wzajemnie brawo. Potem zaprosiliśmy tych widzów do garderoby i z nimi do nocy przeczekaliśmy aż ucichły uliczne walki - wspominała Szczepkowska.

 O Tragach Książki: Rekordowe-czytanie-na-Narodowym