Różańce z Gusen

Tomasz Gołąb

publikacja 03.06.2016 12:59

W paciorkach trzech różańców, które powstały w niemieckim obozie, umieszczono prochy więźniów. O niezwykłych różańcach i jednym z najokrutniejszych nazistowskich obozie mówiono podczas sympozjum zorganizowanego przez IPN.

Różańce z Gusen Niezwykła relikwia przechowywana jest w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu Tomasz Gołąb /Foto Gość

- Więzień był poza prawem. Nowych witał komendant Chmielewski, który zachowywał się jak bestia. Pijany, bił do nieprzytomności bykowcem. Stójki bez ubrania na mrozie i skwarze zabiły wielu. Podobnie jak mordercza praca w kamieniołomie - mówi dr Anna Jagodzińska z IPN, która bada m.in. martyrologię polskiego duchowieństwa w niemieckich obozach. 2 czerwca zorganizowała sympozjum naukowe, w którym wzięli udział m.in. więźniowie Mauthausen-Gusen.

Jeden z najbardziej okrutnych niemieckich obozów i jego 47 podobozów powstał w Małych Alpach na terenie Austrii. Przeznaczony był dla więźniów, którzy „nie nadawali się do resocjalizacji”, głównie dla polskiej inteligencji i duchowieństwa.

- Dowódca obozu mówił nam, że w tym obozie każdy ma prawo żyć nawet cztery tygodnie, pod warunkiem że będzie dobrze pracował. Inaczej od razu wyjdzie na wolność, przez komin - wspomina Eugeniusz Śliwiński, więzień Mauthausen-Gusen.

Różańce z Gusen   - Więźniowie chodzili cały czas głodni. Dzisiejsze pokolenia takiego głodu nie znają - mówi Eugeniusz Śliwiński, więzień Mauthausen-Gusen reprodukcja: Tomasz Gołąb /Foto Gość Więźniowie Gusen spali po czterech na siennikach o szerokości 70 cm, w barakach z otwartymi przy kilkunastostopniowym mrozie oknach. I stale byli głodni. Praca trwała od 10 do 12 godzin, zimą - osiem. Ponieważ duchowni rzadko mieli inny wyuczony zawód, brano ich – poza pracą w kamieniołomach – do najcięższych prac. Na wielu prowadzono eksperymenty pseudomedyczne.

Według ks. prof. Tomasza Kaczmarka, postulatora w procesie beatyfikacyjnym 108 męczenników II wojny światowej, w Mauthausen-Gusen śmierć poniosło co najmniej 62 duchownych diecezjalnych oraz 31 zakonników, nie licząc kleryków. Przez obóz w sumie przeszło od 200 do 350 tys. więźniów, głównie Polaków. Jednym z nich był bł. Ks. Włodzimierz Laskowski, który trafił przez Dachau do Gusen.

- Przydzielony do noszenia kamieni, zwrócił uwagę kapo, rekrutowanych z przestępców. Zmasakrowany drewnianymi pałami, bestialsko powalony na ziemię, stracił przytomność gdy skakano po jego ciele. Wyzwolił w nich szatańską nienawiść, znosząc z godnością poniżenia i tortury. Gdy na chwilę odzyskał świadomość, wzdychając: „o Jezu, Jezu”, skonał od kolejnych kopnięć SS-mana. Skonał po zaledwie 6 dniach w obozie - mówi ks. T. Kaczmarek.

Różańce z Gusen   - Chcielibyśmy wykonać kopie tych różańców i złożyć je za pośrednictwem Watykanu w katedrze mariackiej w Linzu. Byłby to religijny pomnik o wybitnym znaczeniu dla kultury europejskiej, element wielu działań mających upamiętnić zbrodnie w obozie Mauthausen-Gusen – mówił dr Hans Peter Jeschke, Austriak, który 2 czerwca przekazał IPN-owi, podczas sesji poświęconej różańcom z Gusen, fragment granitowej skały z nieczynnego kamieniołomu Kastelhofen Tomasz Gołąb /Foto Gość Więźniowie urobek przenosili na barkach. Z 30 kg kamiennymi blokami musieli przejść po 186 schodach, czasem kilkakrotnie w ciągu dnia, szturchani przez kapo, nierzadko zrzucani dla zabawy w przepaść.

Inny z kapłanów, ks. Edmund Kałas, misjonarz św. Rodziny zginął za odmowę wyznania, że to Hitler jest jedynym Bogiem.

- Znaleźli się u bram piekła - mówi Anna Jagodzińska. - A mimo to potrafili nie tylko zachować wiarę, ale wręcz zorganizować życie religijne, oczywiście o charakterze konspiracyjnym, niemal katakumbowym. Jedną z form był modlitwa do Maryi, która łączyła nie tylko katolików - dodaje.

2 lutego 1942 r. w Święto Matki Bożej Gromnicznej polscy więźniowie, w tym Wacław Milke z Płocka i Władysław Gębik z Olsztyna złożyli uroczysty akt zawierzenia i postanowili wykonać różaniec-wotum.

Różańce z Gusen   Drugi różaniec powstał po tym, jak kapo zamordowali 17-latka, który trafił do obozu ze swoim bratem. Tym razem paciorki wykonano z drzewa obozowej szubienicy Tomasz Gołąb /Foto Gość Pierwszy powstał po tym, gdy przyłapanemu na modlitwie księdzu kapo, bijąc i katując, kazał zjeść różaniec, paciorek po paciorku. Więźniowie dla uczczenia jego męczeństwa stworzyli pierwszy różaniec.

Granitowe kostki wielkości centymetra, z wsypanymi w specjalne otwory prochami innych więźniów, pomalowali na czarno, rysując dla niepoznaki kropki, jak w kościach do gry. 59 paciorków rozprowadzono wśród więźniów, członków obozowego Żywego Różańca.

Drugi powstał po tym, jak kapo zamordowali 17-latka, który trafił do obozu ze swoim bratem. Tym razem paciorki wykonano z drzewa obozowej szubienicy. Trzecia relikwia, podobnie jak dwie poprzednie wypełniona prochami z obozowego krematorium, powstała z szyby zestrzelonego samolotu, w którym zginęli amerykańscy piloci.

Więźniowie uważali, że to Matka Boża, do której żarliwie modlili się organizując w obozie Żywy Różaniec, pomogła wyzwolić obóz 5 maja 1945 r. Dlatego wszystkie elementy różańców trafiły po wojnie do Polski i zostały połączone w trzy różańce. Pierwszy - więźniowie złożyli na Jasnej Górze, drugi - jako dziękczynienie za wybór Jana Pawła II - w 1979 r. w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, trzeci - w katedrze wrocławskiej.