Gdy Bóg woła o pomoc

Hanna Karolak

publikacja 14.06.2016 23:00

Można zawieść jednostkę. Ale co zrobić, gdy zawiedzie się całą ludzkość?

Gdy Bóg woła o pomoc Anat Gov stawia pytania, na które sami nie jesteśmy w stanie się odważyć, ale które nas drążą i wywołują niepokój Andrzej Karolak /Foto Gość

W sztuce „Boże mój” izraelskiej autorki Anat Gov Bóg wydaje się zbyt surowy dla siebie. Szuka więc pomocy u człowieka. Być może to poczucie winy wynika z przekonania, że ów Sprawiedliwy Sędzia i Wszechmocny Władca bywał zbyt imperatywny wobec innych? A tego często nie da się naprawić.

Gdy więc pojawia się w gabinecie terapeutycznym, zadanie jakie stawia przed lekarką niezwykły pacjent wydaje się przerastać jej możliwości. Zwłaszcza, że pacjent zostawia jej do dyspozycji tylko 60 minut. Czyżby po tym miał nastąpić koniec świata?

W tej sztuce jest bowiem więcej pytań, niż odpowiedzi i to stanowi jej podstawową wartość. Impulsy jakie płyną do widza, prowokują refleksje ale nie stwarzają szans na jednoznaczne odpowiedzi. Zwłaszcza, że i pacjent jest tajemniczy. Pomysł autorki oscyluje między absurdem a metafizyką, bo przecież ocieramy się o sacrum.  Odkrywamy na tym spektaklu nieznane miejsce na teatralnej mapie Warszawy.

Mazowiecki Instytut Kultury Elektoralna 12 to adres, jaki powinniśmy zapamiętać. Oprócz sztuki izraelskiej pisarki „Boże mój” znajdziemy tu w repertuarze szeroki wachlarz propozycji, na ogół sztuk mało znanych, a godnych poznania. Ten kameralny komediodramat, jak określają spektakl realizatorzy, w przekładzie Agnieszki Olek zaskakuje widza nieustannie. Atak i obronę przejmują na zmianę rozmówcy zaskoczeni sytuacją, ale nabierający coraz więcej atutów w tej słownej grze.

Tak czy inaczej, akcja toczy się dynamicznie. Pretensje i kompleksy z zaszłości sprawiają ,że co chwila inny z rozmówców przejmuje pałeczkę. Bóg z pozoru monolityczny zaczyna czuć się coraz mniej pewnie. Nieśmiała terapeutka nabiera pewności siebie, gdy widzi pokrętność rozumowania swego pacjenta. Ależ tak: przecież to też zagubiony człowiek, ale aby mu pomóc, musi dotrzeć do jego kompleksów. Może tego właśnie potrzeba  pysznemu jeszcze przed chwilą Stwórcy.

Sztuka nie pozbawiona jest humoru, ale i surowości. W dyscyplinie aktorskiej, w prostocie scenografii, w ekspresyjnej muzyce. Szczególnej wymowy nabiera fakt, że autorka przez lata ocierała się o śmierć. Że nie obce były jej sprawy ostateczne. Wreszcie opublikowała sztukę poświęconą własnej chorobie i umieraniu. Dziś spektakl „Happy ending”, już po jej śmierci w 2012 roku, grany jest na wielu scenach, wywołując żywe dyskusje.

Pewne jest jednak, że ani tekst „Boże mój!”, ani inne jej sztuki, nie były w najmniejszym stopniu obrazoburcze. A grane są na scenach Chin, Ameryki, Rosji, Brazylii, Francji, na Węgrzech i we Włoszech. Anat Gov stawia pytania, na które sami nie jesteśmy w stanie się odważyć, ale które nas drążą i wywołują niepokój. Wyciszamy się  gdy słyszymy, jak stawia je Bóg lub zmagająca się z cierpieniem matka autystycznego chłopca. Dorota Landowska i Andrzej Mastalerz z powagą, ale i z prostotą podejmują ten trudny dialog także z widzem.

TAGI: