Między erosem a tanatosem, czyli dopisywanie ideologii do deprawacji.
Bohaterki sztuki „Madame de Sade” ulegają toksycznym relacjom z markizem.
Tomasz Urbanek/ East News
Fascynacja złem, nawet jeśli stanowi ono tworzywo literackie, musi się skończyć źle. W „Madame de Sade”, sztuce wybitnego pisarza japońskiego Yukio Mishima, wystawionej przez Macieja Prusa w Teatrze Narodowym, sam markiz na scenie nie występuje. Wprawdzie w finale stoi u drzwi bohaterek, prosząc o audiencję, ale zostaje odprawiony z kwitkiem.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.