Marsz w obronie Europy

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 11.11.2016 17:58

- Musicie odbić Konstantynopol! - zachęcał mnie angielski nacjonalista. Ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości.

Marsz w obronie Europy Kibice chętnie pozowali do zdjęć Jakub Jałowiczor /Foto Gość

O 13.30 na rondzie Dmowskiego jest już tłum. Z metra wysypują się setki osób. Większość gdzieś między 16. a 25. rokiem życia. Biało-czerwone opaski na rękach, szaliki reprezentacji, flagi. Sporo kibiców. Cartusia Kartuzy, ŁKS Łódź, Legia Warszawa. Nie brak i rodzin z dziećmi.

– To czysty patriotyzm i potrzeba serca. Nie ma w tym żadnej ideologii – tak powody przyjazdu do Warszawy tłumaczą państwo Wasilewscy z Olsztyna. Zabrali ze sobą 4-letnią córkę i dwóch synów – 9- i 12-letniego. Nie ma obaw, że zrobi się niebezpiecznie?

– Nie myślimy o tym.

Kacper i Szymon przyjechali z okolic Warszawy. Pierwszy z nich pracuje, drugi studiuje.

– Marsz daje poczucie bycia Polakiem – wyjaśnia Szymon. Poglądy? –  Zdrowy nacjonalizm – odpowiada Kacper. – To znaczy polski interes narodowy przede wszystkim.

W dobrych humorach jest 8-osobowa grupa Anglików. Przywódca przedstawia się jako Christian. Na plecach ma flagę z krzyżem celtyckim. Na polski Marsz Niepodległości przyjechał pierwszy raz. – Jesteśmy tu, żeby wesprzeć Polaków. Ludzie są przeciwko syjonistom – mówi.

– Musicie odbić Konstantynopol! – dodaje jego kolega. – Duch Sobieskiego jest w tobie. Musicie to zrobić.

Nie chce się przedstawić. Zapewnia tylko, że nie należy do żadnej organizacji.

Pada śnieg, ale na początku nie daje się zbytnio we znaki. Dziewczyny robią sobie selfie. Co chwilę wybuchają petardy. Wrażenie robią race, choć na razie jest jasno. Po zmroku efekt będzie większy.

Matteo z Brescii należy do Forza Nuova, nacjonalistycznego ugrupowania opisywanego często jako neofaszystowskie. Razem z przyjaciółmi przyjechał na zaproszenie ludzi z Obozu Narodowo-Radykalnego. Idzie z Polakami, bo uważa, że islamska imigracja to zagrożenie zarówno dla Włochów, jak i dla mieszkańców Polski. – W moim regionie 20 proc. ludności to przyjezdni. Stanowią zagrożenie dla porządku publicznego. Kradną – opowiada.

Czoło marszu mija most Poniatowskiego i schodzi ślimakiem w kierunku Stadionu Narodowego.

– Narodowe Siły Zbrojne NSZ! – skandują uczestnicy. I za chwilę: – Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

W żółtych koszulkach maszerują ludzie z Fundacji "Pro - Prawo do Życia". Niosą transparenty zestawiające zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego z widokiem abortowanych dzieci. – Na ch... oni tu z tą aborcją? – rzuca jakaś dziewczyna.

Pod arkadami wiaduktu stoją członkowie husarskiej grupy rekonstrukcyjnej. Przejście w kierunku błoń Stadionu Narodowego jest dość wąskie, ale wystarcza. Niektórzy wspinają się na nasyp kolejowy, żeby patrzeć na tłum z góry. Jest tu kilka rodzin z dziećmi i paru księży z biało-czerwonymi opaskami na rękawach sutann. Poniżej całuje się jakaś para. Na błoniach widać chłopaka z flagą wzorowaną na sztandarze Państwa Islamskiego, na której widnieje nieprzyzwoity obrazek z kozą. Starszy mężczyzna niesie tabliczkę z napisem: "Albo UE, albo niepodległość". Na scenie trwają już przemówienia. Pod nią wisi transparent z hasłem marszu: "Polska bastionem Europy".

Po obu stronach sceny rozkładają się z transparentami członkowie brygad ONR z różnych miast. Między nimi są ludzie z Forza Nuova z flagą Włoch. Cały czas jest spokojnie. Najbliższy radiowóz znajduje się poza terenem zgromadzenia. Tłum z flagami ciągle się powiększa, choć pogoda nie zachęca do długiego pozostawania na błoniach i wielu uczestników marszu od razu kieruje się na stację metra. Ze sceny ktoś rzuca, że na równoległym marszu Komitetu Obrony Demokracji, według samych organizatorów, jest 10 tys. osób. Śmiech. Potem znowu skandowanie: o Armii Krajowej i Narodowych Siłach Zbrojnych. Mimo hasła marszu, niewiele krzyczy się o muzułmanach.

Przy wejściu na błonia stoi rodzina z dzieckiem w wózku. Kibice pozują do zdjęć z racami. Służba medyczna opatruje nogę nastoletniej dziewczyny, która upadła i boleśnie się obiła.

Wśród morza biało-czerwonych flag widać chorągwie z czerwoną ręką z mieczem i ze skrzyżowanymi kałasznikowami. To członkowie Falangi Bartosza Bekiera, byłego członka prorosyjskiej partii Zmiana. Jest ich kilkunastu, ale stoją w samym środku, blisko sceny. Rzucają hasła przeciwko NATO i coś o obrzezanych. Nikt nie podchwytuje.

Jest też transparent klubu "Gazety Polskiej" z Dąbrowy Górniczej. – Cieszymy się z niepodległości – tłumaczy powody przyjścia Barbara Słowik, szefowa klubu. – Prawica powinna być razem. Powinna być zjednoczona.