Niezwykły dowód miłości

Hanna Karolak

publikacja 14.02.2017 17:29

Bohaterka sztuki przekonuje nas, że dla ukochanego każde poświęcenie jest radością.

Niezwykły dowód miłości "Szabasowa dziewczyna" w Teatrze Żydowskim Andrzej Karolak /Foto Gość

Było ich dwóch - Daniel i Neil. Obaj postanowili zająć się twórczością filmową, choć każdy z innym rezultatem. W młodości bracia próbowali swoich sił, pisząc drobne etiudy dla radia i telewizji, by odważyć się któregoś dnia na samodzielne utwory. Obu podziwiał Woody Allen, który wyznawał: "Wszystko, czego nauczyłem się o komedii, zawdzięczam braciom Simon".

Neil Simon, właściwie Marvin Neil Simon, wcześnie wypłynął na szerokie wody. To on znany jest jako autor "Dziwnej pary" i "Słonecznych chłopców", dzięki czemu ma na swoim koncie nie tylko scenariusze do 30 filmów, ale i jako jedyny dramaturg amerykański ma na Broadwayu teatr swojego imienia.

Daniel Simone nie zabiegał w takim stopniu o popularność, ale - czego przykładem jest wystawiona w Teatrze Żydowskim sztuka "Szabasowa dziewczyna" - zawsze wplatał do swoich dramatów pomysły, które zadziwiały widzów. Na przykład podsunął swojej bohaterce pomysł, by w dowodzie miłości przeszła na judaizm. "Jeśli to ma nu pomóc zwieńczyć swoje narzeczeństwo ślubem, to czemu nie?" - pomyślała.

Jesteśmy więc uczestnikami minirozprawki o ortodoksyjnym judaizmie. I tak, jak bohaterka - młodziutka katoliczka Krystyna Sawicka - oddaje się praktykom nowej religii z żarliwością, która zadziwia nie tylko jej pedagoga, młodego kandydata na rabina Jonasza, ale i samego narzeczonego, tak my, widzowie, zauważamy, że w każdych praktykach religijnych jest wiele przesady.

A więc? Trzeba po prostu tę wiarę pokochać, jak Krystyna, by nie dziwić się, dlaczego nie można palić światła podczas Szabatu ani drzeć papieru. A łatwiej jest pokochać, gdy kocha się wyznawcę owej wiary. W tej zabawnej komedii z religijnym wątkiem w tle nie znajdziemy nic, co by urągało wyznawcom jednej lub drugiej religii. To dowód taktu i poczucia humoru autora. Wielka to też zasługa wykonawców pod batutą reżyserską Marcina Sławińskiego - Sylwii Najah jako Krystyny i Rona Goldmana, w którego rolę gościnnie wcielił się Marek Ślosarski. Ale również znakomicie zagrane są role drugoplanowe - trzech rabinów, którzy mają przeegzaminować młodą neofitkę, a zwłaszcza dynamicznej matki Rona Ernestyny Winnickiej, która w finale sztuki pełni rolę nadrzędną.

Klimat tworzy też znakomita dekoracja z palmami w tle, autorstwa Wojciecha Stefaniaka. Ta komedia granicząca z farsą - nietypowy gatunek w repertuarze Teatru Żydowskiego - zawiera wiele autoironii i podtekstów przydatnych każdemu z nas. Świetna pozycja, nie tylko na walentynki.