Urodzony z nadziei

Tomasz Gołąb

|

Gość Warszawski 31/2017

publikacja 03.08.2017 00:00

Kula trafiła ją w kark, ale nie zabiła. Wanda Lurie upadła. Pod stosem ciał leżała trzy dni, aż poruszyło się dziecko, które nosiła pod sercem. To ono dało jej siłę, by przeżyć. 15 dni później warszawska Niobe urodziła Mścisława.

Wanda Lurie z synem Wanda Lurie z synem
Archiwum rodzinne

Do miejsca egzekucji podeszła w ostatniej czwórce. Wanda Lurie, żona przedwojennego przedsiębiorcy, razem z trojgiem dzieci błagała, by ocalić ich życie. Do ostatniej chwili miała nadzieję, że oprawcy, z oddziałów pod dowództwem Gruppenführera SS Heinza Reinefartha oraz brygady kryminalistów i zawodowych przestępców niemieckich podkomendnych Obersturmbannführera SS Oskara Dirlewangera, oszczędzą kobietę w 9. miesiącu ciąży i jej dzieci. Ale 5 sierpnia nie oszczędzano nikogo z mieszkańców Woli. Bramy, place, podwórka – nie było miejsca, które nie nasiąkłyby wówczas niewinną krwią mieszkańców Warszawy. Rozkaz Himmlera był jasny: zrównać miasto z ziemią. Nie brać jeńców. Ślady zatrzeć.

Rzeź, jakiej nie pamięta świat

W ciągu kilku dni niemieckie szwadrony śmierci z zimną krwią wymordowały ponad 50 tys. ludzi, w tym starców, matki i dzieci. Wywlekały z mieszkań, opieszałych mordując lub podpalając. Wielu spłonęło żywcem, inni – na stosach ciał rozstrzelanych katyńską metodą – w tył głowy. Skala ludobójstwa była dwa razy większa niż w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Machina śmierci toczyła się wzdłuż ulic Wolskiej i Górczewskiej. Jeszcze 4 sierpnia powstańcy starali się toczyć z Niemcami równorzędną walkę. Ponad 100 godzin bronili barykady z przewróconych wozów tramwajowych, szyn, płyt betonowych i beczek z octem na rogu ulic Wolskiej i Młynarskiej.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.