Kwintesencja antywzorców

Hanna Karolak

|

Gość Warszawski 23/2012

publikacja 07.06.2012 00:00

Jeśli nawet sztuka w wykonaniu Beaty Bójko i Sylwestra Biragi dotyczy spraw banalnych, zaprezentowany przez realizatorów pomysł nadaje jej wymiar uniwersalny.



Aktorzy poruszają się po scenie jak lalki, ale ich gra jest bliska realiów 
Aktorzy poruszają się po scenie jak lalki, ale ich gra jest bliska realiów
Andrzej Karolak

Teatr Druga Strefa zrodził się z pasji. Nie znajdziemy tam kryształowych żyrandoli, wyściełanych aksamitem foteli, ale w tym skromnym, pomalowanym na czerwono budyneczku, ukrytym w zgrzebnym podwórku, odnajdziemy coś cenniejszego: sens przeżywania teatru.
Na scenie dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna. Kwint, nieco zwodniczy symbol męskości, i Esencja, ekstrakt kobiecości. Nieustanne pytania: czy mnie jeszcze kochasz, wieczne pretensje, infantylizm oczekiwań, potrzeba czułości. Ona w kostiumie tancerki, jak z klasycznego baletu, on w garniturku połyskującym dżetami, proponują coś w rodzaju arlekinady. Ich zautomatyzowane ruchy podkreślają umowność sytuacji. A więc nie ludzie z krwi i kości, ale figury w grze wymyślonej przez teatr. Szablony. Stereotypy. Symbole. Jeszcze nie wiedzą, czego mogą nawzajem od siebie oczekiwać.
Zaczyna się „obwąchiwanie”. Rezultat wydaje się obiecujący.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.