Nie chce mi się żyć – ks. Andrzej Dziedziul słyszy to od wielu, którzy trafiają do prowadzonego przez niego hospicjum. Często odchodzą uśmiechnięci. Przemienieni.
Tomasz Gołąb
Ksiądz Andrzej Dziedziul, dyrektor Hospicjum Domowego Księży Marianów mieszczącego się przy ul. Tykocińskiej, kiedyś fotografował swoich podopiecznych. Zdjęcia, które zrobił po przyjęciu do hospicjum i na kilka dni przed śmiercią, różnią się od siebie. – Często odchodzą szczęśliwi. A kiedy przyjmowałem ich do ośrodka, byli niekiedy zniechęceni. To jest pełny sukces – mówi dyrektor. Stoją za nim lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, fizjoterapeuci i sztab wolontariuszy. W sumie prawie 150 osób zaangażowanych w funkcjonowanie hospicjum. Oraz zasada, że pacjent nie jest towarem, ale człowiekiem, który potrzebuje całościowej opieki. Za taką właśnie miłosierną i samarytańską służbę dru- giemu człowiekowi marianin dostał w tym roku „katolickiego Nobla”.
Pomoc także duchowa
Do hospicjum przy Tykocińskiej nie ma kolejki. Miejsce znajdzie się dla każdego cierpiącego z prawobrzeżnej części Warszawy i okolic. – To heroizm wielu pracowników, którzy, gdy jest nadmiar chorych, pracują więcej niż trzeba – wyjaśnia dyrektor. Miesięcznie hospicjum obejmuje opieką ok. 400 osób w ostatnim stadium nowotworowej choroby, także tych nieubezpieczonych. Przebywają w swoich domach. Całotygodniową pomocą służą im lekarze specjaliści, pielęgniarki, psychologowie i wolontariusze. Z hospicjum można także wypożyczyć potrzebny sprzęt, jak na przykład elektryczne łóżko czy chodzik.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.