Chory lokal - zdrowa reakcja

Agata Puścikowska

Pomysł na biznes w centrum Warszawy, czyli lokal imienia słynnego pedofila, nie wypalił.

Chory lokal - zdrowa reakcja

Z niedowierzaniem, kilka dni temu, przeczytałam nagłówek: "W Warszawie powstaje lokal o nazwie Piwnica u Fritzla". Pierwsza myśl: jakiś żart to obrzydliwy, na poziomie rynsztoka i niezdrowych fantazji. Druga myśl: jeśli jednak (wiele obrzydlistw w przestrzeni publicznej się obserwuje...) taki lokal powstanie, to dla kogo? Czy naprawdę znajdą się klienci, chętni spożywać i dobrze się bawić w miejscu, które zadedykowane jest obrzydliwemu przestępcy? I myśl trzecia: czy da się, takie paskudne pomysły, w jakiś sposób ograniczyć, czy wręcz zablokować... Obserwacja przestrzeni publicznej, i tzw. praw rynku, każe być sceptycznym.

Informacje (jak z horroru) o powstawaniu lokalu (otwarcie było zaplanowane na koniec tego tygodnia) okazały się prawdziwe. Bardzo szybko też, na portalu społecznościowym - powstał profil fanów "Piwnicy". I dość szybko również, zyskał ponad 1000 "miłośników" (dewiacji)... Zrobiło się jeszcze bardziej pesymistycznie. Czyżby poziom znieczulicy społecznej przekroczył wszelkie dopuszczalne normy, tak że część z nas z chęcią wypiłaby kawę, w miejscu symbolizującym tragedię maltretowanej kobiety i jej dzieci?

Na szczęście, również w sieci, znaleźli się i tacy, którzy rozpoczęli nawoływanie do bojkotu obrzydlistwa. Sprawą też zajęli się dziennikarze telewizyjni, którzy przedstawicieli powstającego lokalu, pytali: po co to, dlaczego? Czy nie mają obiekcji? Właściciele, przez głos menadżerski odpowiedzieli, że obiekcji nie mają. Bo... marketing jest marketing.  Również i ja, kontaktowałam się mailowo z menadżerem obiektu. Niestety, do dziś - na kilka poważnych pytań, nie dostałam odpowiedzi. 

Minęły dwa dni. Media sprawę nagłośniły, internet wrzał. Ogromna większość internautów zagroziła, że lokal będzie świecił pustkami. Również w mało oględny sposób, a dość prawdziwy, nazywali właścicieli lokalu...

W końcu szanowny właściciel  zabrał głos. Stwierdził, że... nie przypuszczał iż sprawa będzie wywoływać aż taki duży społeczny protest. Wobec czego (łaskawie i dla ludu) - nazwę zmieni. I tu otworzyły się wielu osobom (w tym mnie) oczy: czy aby cały pomysł z obrzydliwą nazwą nie był od początku do końca nastawiony na wywołanie szumu medialnego, a tym samym - rozgłosu i darmowej reklamy? "Nawet jeśli teraz lokal nazywałby się przyzwoicie - moja noga w nim nie postanie" - pisali (zaskakująco zgodnie i spójnie) internauci. I prawda. Bo jeśli komuś w chorej, menadżerskiej głowie, wyroił się aż tak chory pomysł na chorą reklamę, to należy reklamowany obiekt (nawet z przyzwoitą już nazwą) omijać z daleka. Choćby ze strachu o własne zdrowie fizyczne czy psychiczne: nie wiadomo przecież, jakie kroki "reklamowe", dajmy na to  w lokalowym menu, byłyby czynione później. Brr...

Cieszyć się trzeba, gdyż absolutna znieczulica, brak uczuć wyższych i... zwykłego rozumu - szanownych menadżerów obiektu, przegrała ze zwykłymi ludźmi. Rzadki to przypadek, by nieznający się, niezrzeszeni ludzie, internauci, w ludzki sposób, powiedzieli reklamowej dewiacji "nie". Trzeba też oddać sprawiedliwość mediom: przedstawiły sprawę negatywnie i niewątpliwie zaszkodziły "Piwnicy".

Ale nie na tym koniec: bo oto, pozytywnie zaskoczyli też urzędnicy. Burmistrz Śródmieścia, ze skutkiem natychmiastowych, wypowiedział umowę najemcy lokalu. Bo dzielnica (chwała jej za to) nie zamierza promować dewiacji. A chociaż reakcja burmistrza, wydaje się nieco opieszała (gdzie byli urzędnicy, gdy właściciele lokalu zgłaszali jego nazwę?), to lepiej późno pójść po rozum do głowy - niż wcale. 

Granica przyzwoitości, którą ktoś przekroczył (słowo "pogwałcił" - brzmi w tym kontekście niezbyt fortunnie) i próbował namówić do tego samego społeczeństwo, została przez to społeczeństwo - zawrócona. A przyzwoitość - przywrócona. Kamień ze społecznego serca...

I wnioski. Po pierwsze - nie jest z nami, jako społeczeństwem, tak źle jak czasem się wydaje. Wbrew powszechnej opinii, nie zawsze "łykamy" otrzymywane treści bezmyślnie i oportunistycznie. Po drugie: ludzie zwykłej, ludzkiej wrażliwości, gdy nie są sami, łączą się (choćby przez internet!), mogą zdziałać wiele. I z powodzeniem potrafią dać opór pomysłom na obrzydliwe konstrukcje w przestrzeni publicznej. Po trzecie w końcu: to doświadczenie, z pogranicza etyki, socjologii i... zdrowego rozsądku, można z powodzeniem powielać przy wielu innych przypadkach łamania poczucia przyzwoitości. Bo znając pomysły przeróżnych "menadżerów" - ludzki sprzeciw będzie jeszcze wielokrotnie potrzebny. "Kreatywne" pomysły "ambitnych" menadżerów - bez głowy i serca - niejednokrotnie jeszcze nas zaskoczą. Ale wspólnie - damy radę!