Rodzina. – Tylko proszę o nas nie pisać – mówi pani Maria. – Najważniejsze, by pokazać, że problemy sieroctwa można rozwiązać – wtóruje jej mąż, Stefan Bramski. Tylko jak to pokazać, nie pisząc o tych, którzy swoim życiem pierwsi dali przykład?
Stefan i Maria Bramscy, mając czwórkę własnych dzieci, przyjęli pod swój dach jeszcze dwoje niepełnosprawnych
Czy to nie skandal, że tyle lat po wojnie, w czasie pokoju, mamy wciąż tyle dzieci bez rodziców? – irytuje się pan Stefan.
Na bosaka po Rakowcu
Przełom lat 70. i 80. Na świecie była już czwórka dzieci państwa Bramskich. Ona – lekarka, pediatra. On – adiunkt w Instytucie Lotnictwa. Skromne pensje (kto miał wtedy dużo?), ale trzeba je było dzielić na sześcioro. – Byliśmy na materialnej „granicy przeżywalności” – śmieje się dziś pan Stefan. Wtedy zdecydowali, że przyjmą pod dach jeszcze dwoje dzieci. Niepełnosprawnych.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.