Tylko bez kantów!

Piotr Otrębski

publikacja 04.09.2013 10:12

Jak głosi anegdota, swojej potocznej nazwy wcale nie zawdzięcza kształtom, ale bezpośrednio marszałkowi Piłsudskiemu. Ten u schyłku życia miał wyraźnie instruować: „Tylko, żeby mi kantów przy budowie nie było”. Chodziło o różnego rodzaju nieprawidłowości, malwersacje, oszustwa, które w tym czasie często zdarzały się przy okazji podobnych inwestycji.

Tylko bez kantów! „Dom bez kantów” w połowie lat 30. zajął miejsce słynnych Kuźni Saskich Reprodukcja: Piotr Otrębski

Gmach na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ulicy Królewskiej to jeden z bardziej charakterystycznych obiektów Traktu Królewskiego. Jego wprowadzenie w zabytkową tkankę ulicy było odważnym i dość ryzykownym posunięciem. Na szczęście, udało się znakomicie – gmach znany jako „Dom bez kantów” jest wybitnym przykładem warszawskiego modernizmu. Dlaczego "prawie"?

Budynek został starannie wkomponowany w otoczenie. Dziś nie jest to już tak czytelne, jak przed wojną. Zachodziła bowiem wyraźna korespondencja z nieistniejącym już domem Beyera, który zajmował przed wojną drugą stronę skrzyżowania. Budynek ten charakteryzował się, podobnie jak pobliski Hotel Europejski zaokrąglonym narożnikiem. Tak jest też z widocznym na pocztówce domem.

Jak głosi anegdota, swojej potocznej nazwy wcale nie zawdzięcza jednak kształtom, ale bezpośrednio marszałkowi Piłsudskiemu. Ten, u schyłku życia miał wyraźnie instruować: „Tylko, żeby mi kantów przy budowie nie było”. Chodziło o różnego rodzaju nieprawidłowości, malwersacje, oszustwa, które w tym czasie często zdarzały się przy okazji podobnych inwestycji.

Dom Funduszu Kwaterunku Wojskowego, bo o nim mowa, powstał w latach 1933-35. Został zaprojektowany przez Czesława Cybulskiego i Stefana Bryłę. Niestety, budowniczowie często stają przed wyborami. Pociągnięcie budynku sześć pięter w górę, dostosowanie do pierzei Krakowskiego Przedmieścia i nadanie charakteru wielkomiejskiego weszło w szkodę sąsiedniemu gmachowi Komendy Miasta. Ten, wciśnięty pomiędzy „Dom bez kantów” i Sądy Wojskowe od placu Piłsudskiego niepokojąco skarlał. Ratunkiem miała być przebudowa, a właściwie rozbudowa „uwięzionego” mikrusa. Zharmonizować go z sąsiadami miała okazała, modernistyczna attyka z płaskorzeźbą orła. Prace ukończono w 1937 r. – w tej formie budynek trwa do dziś.

„Dom bez kantów” w połowie lat 30. zajął miejsce słynnych Kuźni Saskich. Były one pozostałością po zabudowie Placu Saskiego z pałacem królewskim od strony Ogrodu Saskiego. W XVIII wieku na dziedziniec pałacowy prowadziło kilka bram. Jedna z nich znajdowała się przy Krakowskim Przedmieściu. Stanisław Szenic w „Najstarszym szlaku Warszawy” przytacza historię przykrego wypadku.

Otóż w dniu koronacji Stanisława Augusta brat elekta Kazimierz Poniatowski dla uświetnienia uroczystości kazał kutą żelazna bramę iluminować. Na tym jednak nie poprzestał. Na szczycie bramy znajdował się orzeł w koronie. Ta wykonana była z gliny i wypełniona płonącą smołą. Z dzioba orła płynęło zaś wino. Po uroczystościach ludność Warszawy rzuciła się do bramy celem czerpania napitku. Niestety, w zawierusze orzeł runął, a gorąca smoła oblała kilku nieszczęśników. Były ofiary śmiertelne.

W 1791 r. bramy rozebrano, a dziedziniec otwarto. Do lat 30. z dawnych zabudowań saskich przetrwały tylko kuźnie, które musiały ustąpić miejsca „Domowi bez kantów”. Ten przetrwawszy kataklizm wojenny stoi w niezmienionej, nieco tylko przysmolonej, szacie do dziś.