Gloria victis

Piotr Otrębski

publikacja 04.10.2013 13:28

Koniec września i początek października to dla Warszawy czas trudnych wspomnień. 28 września zakończono obronę stolicy w 1939 r., 2 października podpisano akt o zaprzestaniu działań wojennych na terenie Warszawy w roku 1944 – to oficjalna data końca Powstania Warszawskiego.

Gloria victis Na zdjęciu Pasaż Simonsa (róg Długiej i Bielańskiej) w roku 1939 reprodukcja: Piotr Otrębski

Oba te wydarzenia trudno ze sobą porównać. Łączą je chyba tylko uczucia uczestników – zawód i rozczarowanie, zarazem jednak ulga. Należy bowiem pamiętać, że sytuacja Warszawy w roku 1939 i pięć lat później była diametralnie różna. Kiedy na samym początku wojny, po przeszło trzech tygodniach heroicznej obrony miasta podpisywano akt kapitulacyjny wierzono, że Warszawę da się jeszcze ocalić. Bombardowania i ostrzeliwanie spowodowały ogromne straty, ale zupełnie nieporównywalne z tymi z roku 1944. O ile w końcu września 1939 r. wciąż żyła przedwojenna Warszawa, jej struktura była czytelna, charakter zachowany, o tyle w 1944 r. tamto miasto skończyło się. W 1939 r. doskonale można było zidentyfikować ulice, place, gmachy. Po Powstaniu Warszawskim stolica była jednolitym pogorzeliskiem, morzem gruzów.

We wrześniu o złożeniu broni (po uprzednim wyjściu w pole i wystrzelaniu resztek pocisków w kierunku wroga – jak honor żołnierza nakazywał) rozmawiano już od wielu dni. W Dowództwie Obrony Warszawy i we wpływowych kręgach przekonywano, że dalszy opór zbrojny stracił sens. Kapitulacja może za to ochronić miasto przed totalnym zniszczeniem, a jego obywateli przed śmiercią. Taki pogląd podzielali m.in. książę Zdzisław Lubomirski, ksiądz Zygmunt Choromański, czy wśród wojskowych gen. Tadeusz Kutrzeba i płk Tadeusz Roman Tomaszewski. Obrona mogła zatem zakończyć się nawet tydzień wcześniej. Uniknięto by  wtenczas wielu dni bombardowań, w tym tego z 25 września – „lanego poniedziałku”, gdy bomby i ciężkie pociski spadały na miasto niemal z częstotliwością kropel deszczu. Warszawa jednak jeszcze żyła nadzieją na interwencje Brytyjczyków i Francuzów, w mieście do 23 września był prąd, z kranów płynęła woda. Zdecydowanymi orędownikami kontynuowania walki byli m.in. gen. Juliusz Rómmel i legendarny prezydent tamtej Warszawy, nieugięty Stefan Starzyński, który we wrześniu pełnił także funkcję Cywilnego Komisarza przy DOW. Jego obecność na posterunku – w Ratuszu i przed mikrofonami Polskiego Radia krzepiła ludność stolicy i wpływała motywująco na morale wojska. Za swoją postawę zapłacił cenę najwyższą – do dziś nie ma pewności w jaki sposób zginął i gdzie znajdują się jego szczątki.

Umowę kapitulacyjną podpisano 28 września o godz. 13.15 na warszawskim Rakowcu w fabryce Skody. Ze strony polskiej akt sygnował gen. Tadeusz Kutrzeba, Niemców reprezentował gen. Johannes Blaskowitz.
To, czego uniknięto w roku 1939 tragicznie wypełniło się pięć lat później. Miasto de facto przestało istnieć, 63 dni walki pochłonęły ogromne liczby ofiar, w zdecydowanej większości cywilnych. 27 września padł Mokotów. 30 września polska delegacja udała się do kwatery Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, odpowiedzialnego za stłumienie Powstania. W czasie tego spotkania nie zawarto jeszcze konkretnych porozumień. Ostateczna decyzja o kapitulacji zapadła 1 października po naradzie w Komendzie Głównej. Do podpisania odpowiedniego dokumentu doszło 2 października o godz. 21 w Ożarowie pod Warszawą. Podpisano: von dem Bach, Iranek Kazimierz, płk, Dobrowolski, ppłk.
O okolicznościach, konsekwencjach i echach obu kapitulacji będę pisał osobno w kolejnych tygodniach.