Dwunastu prawych ludzi

Piotr Otrębski

publikacja 14.10.2013 13:32

28 września 1939 r. o godz. 13.15 w fabryce Skody na Rakowie strona polska podpisała ze stroną niemiecką umowę kapitulacyjną. Tekst podyktowali Niemcy.

Dwunastu prawych ludzi Zniszczenia dotknęły także budynek warszawskiej Filharmonii reprodukcja: Piotr Otrębski

Poddanie Warszawy miało być bezwarunkowe, ponadto na stronę polską nałożono szereg obowiązków, m.in. zabezpieczenie uszkodzonych budynków i rozebranie barykad.

Po prawie miesiącu bohaterskiej obrony stolica składała broń. Być może nastąpiło to zbyt późno, wszak do ugięcia się pod naporem bombardowań przekonywano już wcześniej – zwolennikami wystrzelania amunicji poza miastem i złożenia broni nawet tydzień wcześniej (w trosce o miasto i jego obywateli) były wpływowe postaci polskiej polityki. Walkę kontynuować chcieli za to gen. Juliusz Rómmel i prezydent Stefan Starzyński. Jednak po 25 września zwanym „lanym poniedziałkiem”, dniu najcięższych bombardowań Warszawa nie miała wyjścia.

Decyzję o zaprzestaniu obrony podjęto nazajutrz na specjalnej naradzie. Kiedy pod umową kapitulacyjną złożyli swoje podpisy gen. Kutrzeba ze strony polskiej i gen. Blaskowitz ze strony niemieckiej stało się jasne, że stolicę czeka ciężki czas okupacji. Musiała pojawić się jednak także ulga – oto po raz pierwszy od dawna na Warszawę nie spadały bomby, ludzie nie ginęli od pocisków. Mimo to, warszawiacy nie dowierzali. Nastroje rozczarowania i ogromnego żalu utrwaliły dokumenty w postaci dzienników, wspomnień. Odnotowano nawet przypadki samobójstw. Nikt jednak nie spodziewał się, że okupacja będzie takim piekłem, jakie zgotowali Niemcy.

Jeszcze 28 września wprowadzono godzinę policyjną – obowiązywała już od 19.00. Wermacht miał wkroczyć do Warszawy na początku października, ale pierwsze oddziały pojawiły się już 30 września. Niemal natychmiast rozpoczęły się aresztowania i egzekucje. Zdaniem historyka Tomasza Szaroty prawdopodobnie pierwszym rozstrzelanym był kierowca Karol Leszniewski. Zabity za to, że „pomimo publicznie obwieszczonego zakazu ukrywał broń w swoim mieszkaniu”.

Wspominając bolesny czas utraty wolności w 1939 r. trzeba przypomnieć istotny zapis umowy kapitulacyjnej. Otóż Niemcy, jako gwarancję wykonania przez stronę polską postanowień i niedopuszczenia do sabotażu zażądali przekazania im dwunastu zakładników. Zakładnicy mieli składać się z „poważnych obywateli” miasta. Proces ich wyłaniania wspominał ówczesny zastępca prezydenta stolicy Julian Kulski: „Starzyński […] oznajmił obywatelom miasta, że on sam odpowiada za wszystko co się w mieście dziać będzie poza działaniem wojska i dodał, wzywając do wykonania wszystkich zarządzeń, jakie w myśl układu musi wydać, że oprócz niego odpowiadać będzie za niewykonanie zarządzeń dwunastu najlepszych i najzasłużeńszych Obywateli Miasta, których szanujecie i kochacie".

Ustalenie listy imiennej odbyło się na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego. Podobno, kiedy w czasie pertraktacji z Niemcami Starzyński zgłosił kandydaturę swoją i swoich zastępców, Niemcy odparli, że „odpowiedzialność Zarządu Miejskiego rozumie się sama przez się, a tu chodzi o dodatkową gwarancję w postaci dwunastu zakładników spośród wybitnych obywateli spoza składu Zarządu Miejskiego”. Przypomniał o tym prezydent, kiedy w czasie narady swoją osobę zgłosił jego zastępca Jan Pohoski. Pomysłów na skonstruowanie listy było kilka. Ostatecznie w niedługim czasie zapisano wszystkie nazwiska. Każda z osób zgłosiła się dobrowolnie. Gotowych złożyć tę szczególną ofiarę było znacznie więcej niż dwunastu. Jest to niebywałe świadectwo odpowiedzialności za urząd, za miasto i za zbiorowość. Niepoważnym wydaje się wręcz pytanie, jak by to było dziś?
 

TAGI: