W obronie przegranych

Hanna Karolak

publikacja 14.01.2014 12:10

Minęły lata, a my wciąż, wraz z Beckettem „Czekamy na Godota”, odkrywamy na nowo „Łysą śpiewaczkę”, „Krzesła” i „Lekcję”. Tym razem w Teatrze Dramatycznym reżyser „Nosorożca”, Artur Tyszkiewicz umiejętnie pokazuje jak „mechanizmy rynkowe chcą nas zmienić w niezaspokojoną masę konsumentów”.

W obronie przegranych Świat jego bohatera staje na głowie. To co czarne, okazuje się białe i odwrotnie, a po ulicach biegają nosorożce, którym mamy bić pokłony. Bo posada, kariera, pieniądze, luksusowe urlopy, bonusy od pracodawców - jak tu się im nie sprzedać? Andrzej Karolak /GN

Podobno awangarda starzeje się najszybciej. Nowinki formalne, które nas bawią, gry słowne, kalambury, te wszystkie powierzchowne inkrustacje materii językowej szybko nas nudzą i odkładamy je do literackiego lamusa. Są jednak wyjątki, gdy pod pozorami zabawy odkrywamy głębszy sens. W latach pięćdziesiątych zachłystywaliśmy się przedstawicielami teatru absurdu. Twórczość Samuela Becketta, czy Eugene Ionesco gościła na wszystkich europejskich scenach, w tym oczywiście polskich. Minęły lata, a my wciąż, wraz z Beckettem „Czekamy na Godota”, odkrywamy na nowo „Łysą śpiewaczkę” „Krzesła”, „Lekcję” i „Nosorożca”.

Ionesco miał wprawdzie obsesję śmierci, ale w rozmowie z Janem Kottem, po premierze „Lekcji” w Waszyngtonie powiedział półżartem: jestem nieśmiertelny. I może miał rację.
I on, i Emil Cioran (obydwaj pochodzenia rumuńskiego) uświadamiają nam, że ten absurd, który określał istotę ich twórczości, stał się w naszej rzeczywistości wszechobecny. Czujemy się bezradni wobec nonsensownych zakazów i nakazów, wytaczane nam absurdalne oskarżenia rosną, jak u Kafki, do monstrualnych rozmiarów skazując nas na przegraną w każdym „procesie”.
Kolejna prawda, jaką nam uświadamia premiera „Nosorożca” w Teatrze Dramatycznym pokazuje, że człowiek mimo upływu czasu wcale się nie zmienia. Dalej dąży do prawdy, do szczęścia, do wieczności. Niebożę. Istny człowiek. I do tych uniwersalnych prawd docierają przedstawiciele teatru absurdu. Więc co mamy robić? Po prostu swoje. Tak jak Berenger, który widzi, że wszyscy przyjaciele i pseudoprzyjaciele kolejno się od niego odwracają. Wzruszający jest Paweł Domagała w tej roli. Widziałam go w kilku rolach, i aż dziw, że ten zawód nie odebrał mu takiej niezwykłej naiwności reakcji w postrzeganiu świata. Bo świat jego bohatera staje na głowie. To co czarne, okazuje się białe i odwrotnie, a po ulicach biegają nosorożce, którym mamy bić pokłony. Bo posada, kariera, pieniądze, luksusowe urlopy, bonusy od pracodawców - jak tu się im nie sprzedać?

Jak nie dać się omamić? Na szczęście mamy wspaniałe grono pisarzy, którzy bronią przegranych. Tym samym bronią nas. „Bądź wierny. Idź” - podpowiada Herbert, czy Camus. Niezależnie od tego, że zwyciężają dżuma, faszyzm, totalitaryzm, deprawacja codziennego życia, w którym przestaje się liczyć moralność. Idź swoją drogą jak Berenger, który nie zna patetycznych haseł. I dobrze. Zwykłym instynktem wyczuwa co dobre ,co złe, może nawet stać go na drwinę z tych, którzy myślą, że to oni wybrali słuszną drogę. Groźne pomruki nosorożców nie robią na nim wrażenia. Wśród wyrównanego zespołu trudno wyróżnić kogoś specjalnie. Reżyser spektaklu, Artur Tyszkiewicz umiejętnie, poprzez grono trafnie dobranych aktorów, pokazuje jak „mechanizmy rynkowe chcą nas zmienić w niezaspokojoną masę konsumentów”.