Niech się święci?

Piotr Otrębski

publikacja 30.04.2014 10:35

„Czyż nie majaczeniem w malignie powinna się wydać chęć urządzenia manifestacji majowej przy caracie, który najlżejsze próby zbiorowego działania tłumił i dusił w zarodku, krwawo, dziko, bestjalsko, przy caracie, który zebranie się trzech ludzi uważał już za przestępstwo?” - pytał Czesław Hulanicki, jeden z głównych organizatorów historycznych obchodów 1 maja w 1890 r.

Niech się święci? Obchody święta 1 Maja w Warszawie. Pochód Polskiej Partii Socjalistycznej na placu Teatralnym w latach międzywojennych Narodowe Archiwum Cyfrowe

1 maja to wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika (Robotnika). Wpisuje się ono poniekąd w poszum pochodów na cześć pracy. Poniekąd, bo do kalendarza liturgicznego dzień ten wprowadził papież Pius XII jako swoistą alternatywę dla socjalistycznego „święta”. Był rok 1955. Czerwone korowody spływały ulicami miast już od przeszło pół wieku. Na sztandarach niesiono także Józefa... ale w tym czasie Dżugaszwilego.

Sam ruch robotniczy ma jednak historię dłuższą niż komunizm i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zresztą, święto pracy to projekt amerykański, rodem z Chicago. Prędko przywędrował do Warszawy. Tu jednak zadania organizacyjne okazały się znacznie bardziej wymagające.

Z przedwojennymi socjalistami i komunistami zawsze są dylematy: ideowcy, urodzeni zbrodniarze, naiwni a może charakterniacy bez lęków – jak bohaterowie kina akcji?

Znane są słowa Józefa Piłsudskiego: kto nie był socjalistą za młodu, ten na starość będzie (cenzura!). Może coś jest na rzeczy, ale uogólnienie musi prowadzić na manowce… Jeszcze większe wątpliwości rodzą się, kiedy zjawisko przyłożymy do rzeczywistości warszawskiej. Ówcześni działacze organizowali się w warunkach zaboru, tworząc jeden z najpotężniejszych ruchów opozycyjnych wobec carskiej administracji. Działali w ścisłej konspiracji. Ustalali kody. Kolportowali ulotki. Nosili broń. Zabijali i sami ginęli. Manifestacje, zwłaszcza po roku 1905 w dużej mierze miały charakter patriotyczny, niepodległościowy. Dla wielu z tych ludzi to właśnie była droga do walki o polskość. Rozprawiano się z nimi jednak tak za cara, jak i za Marszałka (choć tu znów uogólnienie!). Tłum rozpędzano, robotników i działaczy jeszcze w latach 30. prewencyjnie wsadzano do ciupy.

Niestety, organizatorzy pierwszego, historycznego pochodu w Warszawie w mniejszym stopniu dbali o polskość i niepodległość. Uobecniała się doktryna. Ruch był z założenia internacjonalny. Ustalenia i wytyczne spływały z wielu stron świata. Radykałowie głosili antyklerykalne hasła. Wielu proletariuszy – jak się nazywali – zwłaszcza późniejszych organizacji jawnie komunistycznych, było pochodzenia żydowskiego. Jednak wśród wpływowych figur byli też przedstawiciele dawnej polskiej szlachty. Do nich zaliczał się Czesław Hulanicki, syn sędziego Edwarda Hulanickiego, człowiek wielu profesji, m.in. dziennikarz, ale przede wszystkim jeden z głównych organizatorów historycznych obchodów 1 maja w 1890 r. Także jeden z najbliższych współpracowników Marcina Kasprzaka.

„Na schodach szepnął mi: <<do domu!>> poczem rozstaliśmy się, idąc w przeciwne strony, zdążając jednak do mego mieszkania w domu przy ulicy Mirowskiej nr 1. Było to jakby stworzone miejsce na lokal konspiracyjny” – pisał w 1929 r. we wspomnieniach Hulanicki.

„Obszerny dwuokienny pokój sam w sobie z oknami na spory ogródek (dziś śladu po nim niema), oddzielony wysokim płotem od pustego odludnego placu Mirowskiego, po którym jeno wiatr hulał, unosząc tumany piasku i śmiecia (hal targowych, ani linii tramwajowej wtedy nie było). Rzadkiego przechodnia łatwo było z okien zauważyć, samemu nie będąc widzianym. Szpiclowanie (inwigilacja, jak się demokratycznie mówi) więc mieszkania było w tych warunkach nie tylko utrudnione, ale fizycznie wprost niemożliwe” - czytamy we wspomnieniach.

Kiedy Hulanicki dotarł do lokalu, Kasprzaka jeszcze nie było. Czekał za to niejaki Stanisław Padlewski. Do Warszawy przyjechał potajemnie, jako emisariusz zagranicznego wydziału partii „Proletariat”. Zadanie, jakie przywoził było następujące: zorganizować „obchód pierwszomajowy”.

Czas był niespokojny. Na stokach Cytadeli jeszcze trawa nie odrosła po pięciu szubienicach. Wielu działaczy więziono. Inni, jak Róża Luxemburg uciekali zagranicę.

„I w takiej chwili, w takiej atmosferze, na takim cmentarnym gruncie myśleć o akcji pierwszomajowej, któryby z podziemi, z kółek konspiracyjnych wyprowadziła na jaśnię ruch robotniczy i pchnęła masy z żagwią walki otwartej - czyż to nie mogło się wydawać szaleństwem?” - pytał Hulanicki.

Do mieszkania przy Mirowskiej dotarł wreszcie Kasprzak, a po nim jeszcze m.in. Mieczysław Kiersz, Samuel Weinberger i Stanisława Motzówna. Był luty 1890 r. Po długich naradach podjęto decyzję: przygotować obchody pierwszomajowe. Sprawy nabrały tempa. Kilkuosobowa grupa konspiratorów musiała zaalarmować robotnicze masy Warszawy. Hulanicki pisał: „Szło przecież właśnie o rozkołysanie o wzburzenie, o wyrwanie z bierności, apatji, tych fal proletariackich. One jeszcze pomimo dziesięcioletniej przeszło propagandy i agitacji „szaleńców” gotowych na wszystko w imię dobra ludu robotniczego, muru zaś bacznie strzegła carska i rodzima trójca: żandarm, klecha i kapitalista. Bacznie, chytrze, złowrogo".

Konspiratorzy parami chodzili od domu do domu z list lokatorów wynotowując adresy robotników. Nocami adresowali koperty. Jednocześnie drukowano proklamację majową. Przesyłki roznoszono osobiście – carskiej poczcie ufać nie należało. Wkrótce Warszawa zaczęła szemrać o zbliżającym się wydarzeniu. Robotnicy, którym doręczono tajemnicze przesyłki chełpili się: „znają mnie, wiedzieli do kogo trafić!”

Działania te nie uszły uwadze władz. Wzmożono kontrole, naloty na mieszkania, przesłuchania, aresztowania. Trzy dni przed końcem kwietnia na murach pojawiły się setki plakatów z obwieszczeniami o planowanym wydarzeniu. 1 maja 1890 r., zgodnie z relacją Hulanickiego, strajk objął 8-10 tysięcy robotników. Brzmiała pieśń „Proletariatu”:

„Naprzód Warszawo –
Na walkę krwawą,
Świętą a prawą!”


Cytaty za: Czesław Hulanicki, Ze wspomnień, Warszawa 1929.