Supeł na trąbie

Agata Ślusarczyk

publikacja 08.10.2014 10:06

Żółta naszywka czasami uwiera. Bo łatwiej być anonimowym, niż całemu światu przypominać, że modlitwa ma moc.

Supeł na trąbie Wojtek Piwoński nosi naszywkę od półtora roku. O modlitwę poprosiło go ok. 30 osób Agata Ślusarczyk /Foto Gość

Są odważni. Bo dużo prościej ze swoją wiarą wtopić się w tłum. Ich wyróżnia żółta naszywka, którą codziennie noszą w widocznym miejscu: "Jeśli chcesz, mogę się za ciebie pomodlić”. To mobilizuje do bycia w każdej sytuacji 100 procentach chrześcijaninem. "Wolni Strzelcy”: w Warszawie jest ich kilkuset. 

Na własną rękę

Pomysł naszywki powstał dwa lata temu w Krakowie. - Podczas trzydniowej ewangelizacji zobaczyłem moje miasto z zupełnie innej strony. Chrześcijanie byli w końcu sobą - rozmodleni, radośni, gotowi nieść Dobrą Nowinę innym. A przede wszystkim byli widoczni. Pomyślałem wówczas, że także na co dzień, na ulicy możemy dawać sygnał, że jesteśmy gotowi modlić się za innych - wspomina ks. Wojciech Werhun, jezuita. I dodaje: - Tak powstała idea, by zamiast pomarańczowych chustek, które nosiliśmy podczas ewangelizacji, jako znak rozpoznawczy,  nosić przypięte w widocznym miejscu żółte naszywki z napisem: "Jeśli chcesz, mogę się za ciebie pomodlić”.

Po jakimś czasie na jednym z portali społecznościowych jezuita założył profil "Modlitewny Oddział Wolnych Strzelców”. - Chciałem zgromadzić społeczność ludzi, których zjednoczy naszywka, czyli gotowość modlitwy za innych, ale jednocześnie każdy z nich będzie "Wolnym Strzelcem” - działał na własną rękę, swoimi metodami - wyjaśnia.

I się zaczęło. Zamówienia na żółty emblemat posypały się z całej Polski. I to czasami po 100 sztuk. Najwięcej szło do Krakowa, Bielsko-Białej, Wrocławia, Knurowa, Białegostoku i Warszawy. Ludzie zaczęli przysyłać na profil zdjęcia z naszywkami i swoje świadectwa.

Na przekór sobie

Wojtkowi Piwońskiemu, świeżo upieczonemu informatykowi z Warszawy, do czarnego plecaka żółtą naszywkę przyszyła na Przystanku Jezus koleżanka. Trochę nietypowo - bo z przodu, na szelce. - Ma to swoje plusy, mogę obserwować, jak reagują na nią ludzie - wyjaśnia Wojtek. Na woodstokowym polu plakietkę nosić było łatwo, bo tam wszelkiej maści ewangelizacyjne "gadżety” nikogo nie dziwią. Lęk pojawiał się, gdy nadszedł czas powrotu z nią do Warszawy...

Więcej o "Wolnych Strzelcach" działających w stolicy można przeczytać w 41. numerze "Gościa Warszawskiego".