Czegoś zabrakło

Hanna Karolak

|

Gość Warszawski 44/2014

publikacja 30.10.2014 00:00

Kilka znakomicie zaśpiewanych piosenek – oto, co zostaje ze spektaklu „Fortepian pijany”. Do reszty możemy mieć wiele zastrzeżeń.

 Spektakl łączy pokolenia aktorskie, interpretujące przesłanie Toma Waitsa Spektakl łączy pokolenia aktorskie, interpretujące przesłanie Toma Waitsa
Andrzej Karolak /Foto Gość

Spektakl oparty na utworach Toma Waitsa „Fortepian pijany” w reżyserii Marcina Przybylskiego to pierwsza w sezonie premiera Teatru Narodowego, wystawiona na scenie Studio. Nazwisko legendarnego barda, jakim jest Tom Waits, postaci tyleż mitycznej, co kontrowersyjnej, a także reżysera spektaklu Marcina Przybylskiego, utalentowanego realizatora świetnych spektakli muzycznych, nagradzanego za różnorodne dokonania, obiecywały prawdziwe wydarzenie artystyczne. A jednak spektakl zawodzi. Gdy docenimy walory muzyczne, świetny kwartet tworzący klimat wieczoru, gdy rozsmakujemy się w znakomitym tłumaczeniu ballad Waitsa pióra Romana Kołakowskiego, do reszty możemy mieć wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim, co dziwi w przypadku doświadczonego reżysera, do dramaturgii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.