Wieże św. Floriana

Piotr Otrębski

publikacja 24.11.2014 15:40

Tylko dwie wieże świątynne wciąż zdają się wzbudzać szacunek i trwogę. Wąskie, surowe i zaczepnie wyostrzone. Dłubią Panu Bogu w podłodze. Jak kosy na sztorc, wykłócają się z Górą.

Wieże św. Floriana W latach 30., celem odciążenia konstrukcji, wieże okrojono, usuwając efektowne hełmy NAC

Wiele jest wież w Warszawie. Większych, mniejszych bardziej i mniej wieżowatych. Są budynki-wieże - jak gmach PAST-y (niczym średniowieczna baszta), są wieże-biurowce - jak każdy prosto ciosany stołeczny wieżowiec. Są wreszcie wieże kościołów. Te dawniej pruły chmury nad miastem, górując nad zabudową Warszawy. W wieku XIX dzieliły już przestrzeń nieba z kominami fabrycznymi, dziś jakby zapadnięte w sobie spoglądają z niskości na ponad stumetrowe wielkoludy. I tylko dwie wieże świątynne wciąż zdają się wzbudzać szacunek i trwogę. Wąskie, surowe i zaczepnie wyostrzone. Dłubią Panu Bogu w podłodze. Jak kosy na sztorc, wykłócają się z Górą.

O tym sacrum z cegły palonej Andrzej Stasiuk pisał: „Wieże świętego Floriana celowały w niebo jak starodawne rakiety. Staruszki wchodziły do środka. Ich sylwetki były czarne i małe. Turlały się jak koraliki".


Nie zawsze jednak wieże katedry warszawsko-praskiej tak buńczucznie hełmami nakryte były. Nie zawsze rakiety. Pomyli się niejeden warszawiak spoglądając na zdjęcia kościoła z lat 30. ubiegłego wieku.

Kościół powstał na przełomie XIX i XX wieku. Budowę zakończono w roku 1904. W czasie agresywnej rusyfikacji przestrzeni miejskiej, wznoszenia cerkwi i przeprojektowywania na modłę bizantyjską obiektów historycznych, kościół św. Floriana był wyraźnym znakiem tożsamościowym Warszawy. Neogotyk, uznany za styl narodowy i wyniosłość budowli stemplowały rozległą okolicę, przewyższając znacznie pobliską cerkiew św. Marii Magdaleny.

W „Przewodniku po Warszawie” i okolicach A. E. Zięckowski pisał: „Osobom przybywającym z dworców po drugiej stronie Wisły, z daleka wpada w oczy kościół św. Florjana na Pradze, jedno z arcydzieł znakomitego artysty - budowniczego Dziekońskiego. Koronkowo wykonane wieżyce zdobią szczególnie tę świątynię utrzymaną świetnie w stylu ostrołukowym".

Konstrukcja kościoła miała jednak pewne niedostatki lub została naruszona. W roku 1915 wycofujący się z Warszawy Rosjanie wysadzili w powietrze most Kierbedzia (obecnie Śląsko-Dąbrowski). Być może już wtedy świątynia została osłabiona. Osiem lat później doszło do największego wybuchu w historii Warszawy. Spiskowcy (najpewniej komunistyczni, których nazwiskami w PRL-u nazywano ulice) doprowadzili do eksplozji prochowni na terenie Cytadeli. Wybuch był tak silny, że nawet w odległej kamienicy „gazowej” przy ul. Kredytowej z ram wypadły ogromne szyby witryn. Zginęło 28 osób, setki zostały rannych.

„Kurier Warszawski” pisał: "Zanim można było cokolwiek sprawdzić, wstrząsające wrażenie sprawiały chodniki ulic, zasypane odłamkami szkła. W wielu domach w śródmieściu z murów domów czerniały otwory okienne z wyrwanymi ramami okiennemi”.

Siła eksplozji była zatem ogromna. Musiała być odczuwalna także na Pradze. Być może konstrukcja katedry ponownie została osłabiona. Badania prowadzone w kolejnych latach nie pozostawiły złudzeń - budowla jest zagrożona. Dlatego w latach 30., celem odciążenia konstrukcji, wieże okrojono, usuwając efektowne hełmy.
Te powróciły dopiero w czasie powojennej odbudowy świątyni. W 1944 r. kościół został wysadzony w powietrze przez wycofujących się z Pragi Niemców. Przetrwały jedynie figury patronów – św. Floriana i św. Michała Archanioła.