Kolacja kanibali

Hanna Karolak

publikacja 18.12.2014 08:48

Jak zachowają się bohaterowie sztuki, gdy los rzuci im w twarz: sprawdzam? Jaki format moralny ujawnią dokonując niełatwych wyborów?

Kolacja kanibali Znakomitą kreację w roli perfidnego oficera gestapo,stworzył Rafał Mohr Andrzej Karolak /Foto Gość

Borys Lankosz, utalentowany twórca filmowy po raz pierwszy w Teatrze Polonia mierzy się z reżyserią teatralną. Wziął na warsztat sztukę francuskiego autora „Kolacja Kanibali”. Akcja rozgrywa się w okupowanym Paryżu. W czasie beztroskiej uroczystości urodzin pani domu wkracza do salonu niemiecki oficer. Przed chwilą przed kamienicą gospodarzy w zamachu zginęli dwaj Niemcy. Gestapowiec stawia ultimatum: „proszę wytypować spośród was dwóch zakładników”. Ale nie ta intryga zainteresowała Lankosza przede wszystkim, a reakcja na tę niezwykłą sytuację. Reakcja, która stanowi niespodziewany moralny sprawdzian. Czy świat nie wymaga od nas deklaracji wartości? Czy w którymś momencie swojego życia nie będziemy musieli zadecydować o sobie i innych? –pyta Lankosz.

Abstrakcje obracamy w słowa, które wypowiadamy z przekonaniem i łatwością. Ale przychodzi moment, w którym ktoś rzuci nam prosto w twarz: sprawdzam. Reżyser przywołuje moje ulubione słowa kończące jeden z wierszy Wisławy Szymborskiej: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. I nie mamy pojęcia, czy w sytuacji ekstremalnej obudzi się w nas tchórz czy bohater.

Lankosz podejrzewa, że w każdym z nas tkwi ukryty kanibal. Dlatego sytuacja, w jakiej znaleźli się bohaterowie sztuki przypomina mi raczej wiersz Tadeusza do Różewicza „List do ludożerców” z jego pesymistycznym, a przecież moralizatorskim przesłaniem: „Nie zjadajmy się. Dobrze?/ Bo nie zmartwychwstaniemy. Naprawdę”. Czy autor liczy na zmartwychwstanie? Takiej nadziei nie dostrzegam u bohaterów sztuki wystawionej w Teatrz Polonia. Widzę w nich ludzi powierzchownych. Byle jakich. Jeśli ujdą z życiem, nie wyciągną z tej sytuacji moralnej lekcji. Dalej będą robić podejrzane interesy, prześlizgiwać się w życiu, skłonni gdy zajdzie taka konieczność zdradzić przyjaciół, nawet najbliższych. Koszt przetrwania nie naruszy ich tkanki moralnej. Ale może się czepiam? Przecież nie jesteśmy Aniołami. A zresztą, do kogo adresować pretensje?

O autorze, o skomplikowanym nazwisku Vahe Katcha wiemy niewiele. Ten francuski dramaturg podobno urodził się w Damaszku, „Kolację Kanibali” napisał po II wojnie światowej. Autorem współczesnej adaptacji jest Julien Sibre. Przekładu adaptacji dokonała Elizabeth Duda. Jak więc każdy z nich rozłożył akcenty? - nie wiadomo. Jak postrzegał swoich bohaterów? - też nie do końca wiemy. Jedno jest pewne, Borys Lankosz nie wiązał wyborów, wobec których stanęła pewnego wieczoru grupa przyjaciół, z dramatycznym czasem wojny. „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. A ten sprawdzian może zdarzyć się w najbardziej banalnych okolicznościach. I zapewne czegoś zdołamy się wówczas o sobie dowiedzieć. I niekoniecznie potem zechcemy przyjrzeć się sobie w lustrze.

Dyskusja, jaką próbuje podjąć z widzem reżyser jest mimo wszystko bezcenna. Najbardziej wyrafinowana rola w przedstawieniu, to rola perfidnego niemieckiego oficera w wykonaniu Rafała Mohra. Zimnego sprawcy mniejszych lub większych dylematów moralnych. Pozostali bohaterowie ewoluują na naszych oczach i to niekoniecznie w dobrą stronę. Sam temat sprawi, że publiczność zechce obejrzeć ten spektakl, a po przedstawieniu w gronie bliskich zapewne rozgorzeje żywa dyskusja. I dobrze.