Hanna i Jacek Parzychowscy przykręcają ostatnie wieszaki w pokoju Sebastiana. Okna wychodzą na zielony ogród. Autystyczny 33-latek potrafi przesiedzieć całą noc, patrząc na gwiazdy.
Rodzice Sebastiana nie mogą się doczekać, żeby pokazać synowi jego nowy, własny dom
Tomasz Gołąb /Foto Gość
W pokoju, oprócz wielkiego misia i portretu Jana Pawła II są wygodny czerwony fotel i łóżko. I spora szafa, bo Sebastian uwielbia się przebierać. To będzie jego mieszkanie na czas, kiedy ich już zabraknie. – Może jeszcze powiesimy fototapetę? Jakąś włoską, bo Sebastian uwielbia słuchać Pavarottiego i oglądać albumy o Florencji czy Rzymie – zastanawia się mama.
To nie przytułek. To dom
Sąsiedzi czy dalsza rodzina często nie rozumieją, jak można pozwolić niepełnosprawnemu mieszkać bez najbliższych. – Traktują to jak oddanie do przytułku. A przecież dopiero takie mieszkanie, z dala od mamy i taty pozwala im się usamodzielnić, żyć własnym życiem. Zresztą rodzicom również – wzdycha ks. Stanisław Jurczuk.
Ksiądz, który założył w archidiecezji warszawskiej Katolickie Stowarzyszenie Niepełnosprawnych, spadł Parzychowskim z nieba. Podobnie jak setkom innych rodziców muminków, osób niepełnosprawnych intelektualnie, z krzyżowymi chorobami czy na wózkach inwalidzkich, którzy od 20 lat otrzymują od KSN kompleksową pomoc: od wczesnego dzieciństwa czasem po odejście.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.