Mix Moliera z Bergmanem stanowi zaskakujące, ale klarowne przedstawienie.
Uwodziciel wszechczasów zniewala i grzeszy, by sprowokować Boga
Andrzej Karolak /Foto Gość
Ponieważ teatr należy niewątpliwie do rozrywek umysłowych, niektórzy twórcy proponują widzom intelektualne łamigłówki. Do takich należy spektakl „Don Juan” na scenie „Przodownik” należącej do Teatru Dramatycznego, w którym skojarzone zostały dwie materie: sztuka Moliera pod owym tytułem i scenariusze filmowe Ingmara Bergmana.
Nie trzeba się długo zastanawiać, by odkryć powinowactwa: zarówno bohater „Don Juana”, jak i bohaterowie filmów szwedzkiego reżysera uwikłani byli w wieczny głód doznań. Nie zawsze były to doznania szlachetnego rodzaju. Niewolnicy uciech cielesnych, ale też i wiecznego głodu jawią się nam jako ofiary niespełnienia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.