Kościół nie przygniata, ale dźwiga człowieka

Agata Ślusarczyk

publikacja 05.04.2015 14:46

- Nie jesteśmy powołani, jako ludzie Kościoła, do tego, by przygniatać ludzi do ziemi, ale by podnosić i dźwigać ich ku Bogu - mówił podczas sumy pontyfikalnej w warszawskiej archikatedrze kard. Kazimierz Nycz.

Kościół nie przygniata, ale dźwiga człowieka Kard. Kazimierz Nycz Agata Ślusarczyk /Foto Gość

Pierwszego dnia świat Wielkanocnych kard. Kazimierz Nycz przewodniczył sumie pontyfikalnej w archikatedrze św. Jana Chrzciciela.

W homilii nawiązał do symboliki grobu pańskiego, którą tworzą trzy obrazy norweskiego malarza: ukrzyżowanie, baranek i pusty grób.

Metropolita zwrócił uwagę, że choć nie ma świadków samego momentu zmartwychwstania, Kościół od XX wieków idzie drogą świadectwa, które dawali apostołowie.

W głoszonym przez nich kerygmacie najważniejsze były słowa o tym, że Chrystus został zabity, umarł i ofiarował swoje życie za każdego człowieka i zmartwychwstał.

- Dzięki temu jest gwarantem naszego zmartwychwstania, ponieważ zmartwychwstał jako pierwszy - mówił kaznodzieja.

W dalszej części homilii nawiązał do przypowieści o perle. - Tą perłą jest i powinna być nasza wiara w Zmartwychwstanie. To jest ta perła znajdywana i znaleziona, bo przecież ciągle idziemy drogą pogłębianie naszej wiaty w to, co najważniejsze - mówił hierarcha. Dodał, że z perspektywy zmartwychwstania człowiek inaczej patrzy na swoje życie, a przede wszystkim na śmierć. - Ta perła musi rzutować. Powinna rzutować na wszystko, co robimy na co dzień - podkreślił.

Metropolita warszawski, za współczesnym myślicielem Charlesem Taylorem, zwrócił uwagę, że we współczesnym, szybko laicyzującym się świecie ludzie dzielą się na zadomowionych w Kościele i na poszukujących.

- Tych poszukujących, niezadomowionych wydaje się być więcej. Zauważył to ostro papież Franciszek, każąc nam iść z Ewangelią na ulice miast, gdzie żyją ludzie niezadomowieni w Kościele, którzy się pogubili, a nawet  czasem nawet przestali szukać - przypomniał.


Dlaczego tych zadomowionych w Kościele jest mniej, a przynajmniej mniej ich widać? - pytał.

- Może jest tak, że zadomowiliśmy się w Kościele zbyt płytko? Może zamknęliśmy do niego drzwi: jest nam dobrze, czujemy się wspaniale w swoim środowisku? Może jesteśmy zamknięci z obawy przed światem? Z wygody? A może czasem z perspektywy "jedynego posiadacza prawdy”? To są pytania do wielkanocnej refleksji - zasugerował kard. Nycz.

Przypomniał też, że zmartwychwstanie Chrystusa jest największym objawieniem Bożego miłosierdzia. Miłosierdzie to nieustanna walka Boga o ludzką godność.

- Im bardziej jesteśmy przygnieceni do ziemi, przybici cierpieniem, ludzkim grzechem, słabością chorobą, tym bardziej Bóg przychodzi i chce nas podnosić. I podnosi nas, jeśli tylko człowiek się podnieść pozwoli. Jezus wyciąga nas ze smutku, lęku, grzechu, wyciąga nas wreszcie ze śmierci, ponieważ otworzył nam drogę do nieba - podkreślił kardynał.

Na zakończenie homilii, kardynał zwrócił uwagę, że "Kościół Chrystusa jest powołany do tego samego, co czynili apostołowie, gdy Chrystus umarł i zmartwychwstał, a oni uwierzyli, że nic się nie skończyło, ale wszystko się zaczęło".

- Kościół jest powołany do podnoszenia współczesnego człowieka z grzechu, smutku, braku nadziei, by nieść orędzie zbawienia całemu współczesnemu światu. Tego nas uczył Jan Paweł II przez 25 lat, tego nas uczy papież Franciszek - mówił.

- Nie jesteśmy powołani, jako ludzie Kościoła, do tego, by przygniatać ludzi do ziemi, ale by podnosić i dźwigać ludzi ku Bogu w duchu słów św. Pawła: "Jeśliście z Chrystusem powstali z martwych szukajcie tego co w górze" - podkreślił w ostatnich słowach metropolita warszawski.

Dodał też, że Kościół nie może zatrzymać się na słowach "non possumus", gdyż "zaprzepaściłby najważniejszą sprawę, jaką jest przepowiadanie Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego".