Uwaga: pielgrzym oszust!

Tomasz Gołąb

publikacja 20.04.2015 15:15

Chce iść pieszo do Rzymu? Choruje na nowotwór? Daliśmy się nabrać Oliverowi Wolańskiemu. Nie my pierwsi, ale mamy nadzieję, że ostatni.

Uwaga: pielgrzym oszust! "Niezwykłą" historię Olivera Wolańskiego opisaliśmy 16 kwietnia. 30-latek próbował oszukać redakcję "Gościa", tak jak od półtora roku oszukuje śledzących jego profil na Facebooku, gdzie opisuje swoje "zmagania" z rzekomą chorobą nowotworową Tomasz Gołąb /Foto Gość

Wygląda wiarygodnie, laurkę wystawia mu nawet dawny proboszcz, który go zna od kilkunastu lat.

- Sierota, trochę poeta, ale dobry chłopak. Każdemu trzeba dać w życiu szansę - mówi ks. Czesław. Ale wszystko wskazuje na to, że Oliver Wolański to sprawny oszust, który nabiera na swoją życiową historię kolejne osoby.

Do redakcji zadzwonił w czwartek przed południem.

"Choruję na nowotwór, chcę pójść pieszo do Rzymu, dziękować za to, że żyję. I prosić za innych chorych, których spotkałem na mojej drodze" - powiedział.

Dwie godziny później rozmawiamy w redakcji. Przed wizytą przeglądam w internecie kilka profili Olivera Wolańskiego, w tym "Nowotwór to nie wyrok", w którym od półtora roku mężczyzna dzieli się ze swoimi facebookowymi znajomymi codziennymi zmaganiami z chorobą.

Jego zwierzenia obserwuje trzy tysiące osób. Współczują Oliverowi i podziwiają go hart ducha.

Jego opowieść nie budzi niczyich wątpliwości. Pisze o kolejnych naświetlaniach, chemii, zapewnia że o wszystkich osobach pamięta, ich imiona sobie zapisuje.

W redakcji sprawia wrażenie bardzo dojrzałego duchowo. Opowiada o niższym seminarium duchownym w Niepokalanowie, o znajomych warszawskich kapłanach.

O tym, że późno przyjął pierwszą Komunię św., o śmierci mamy i brata. O swoich sukcesach w łyżwiarstwie i tańcu, które pozwoliły mu na wyjazd do Emiratów Arabskich, gdzie pracował przez pół roku.

Chętnie mówi o chorobie, którą zdiagnozowano u niego w grudniu 2013 r.

Informacja, z którą zjawił się w redakcji brzmi rewelacyjnie. Szykuje się news: chory na raka idzie pieszo do papieża.

Od Franciszka, podobnie jak od Jana Pawła II i Benedykta XVI otrzymywał błogosławieństwa. Wielu otrzymuje. Ale nie każdy idzie w tak heroiczny marsz, blisko 2000 km.

Oliver Wolański planuje, że wyruszy 13 maja. Chciałby uczcić św. Jana Pawła II. - Jego ocaliła Matka Boża w zamachu, mnie ocali także - argumentuje. Prawie wyciska mi łzy.

Zapowiada, że na audiencji przyjmie go kard. Kazimierz Nycz, w kolejny czwartek. Leci też do proboszcza św. Anny, zamówić Mszę św. na wyjście. Chce w ten sposób pożegnać tych, którzy chorują. - I zabrać ich intencje w drogę - mówi.

Materiał o dzielnym pielgrzymie, który nie daje się nowotworowi, i nie da się także pokonać drodze do Rzymu, ma wielu czytelników. Jest wśród nich także dziewczyna, która zna Olivera Wolańskiego z pobytu w Emiratach Arabskich.

Pisze na Facebooku do redakcji, że go zna, ale pod innym nazwiskiem: Kamila Młynarskiego. I że niestety ma skłonność do konfabulacji na szeroką skalę. Poleca też dokładnie sprawdzić informacje podawane przez niego.

Zaczynamy szukać. Proszę Wolańskiego o dokumenty medyczne. Twierdzi, że większość ma poza Warszawą.

Ale przysyła jeden, z kopiami dokumentów o zmianie imienia i nazwiska. Każdy może zmienić. On miał powód: kochał mamę, więc trzy lata po jej śmierci przyjął jej rodowe nazwisko.

A czytelniczkę „Gościa” nazywa hejterką, która próbuje zablokować każdą jego dobrą inicjatywę. Mówi, że jest nieszczęśliwie zakochana. Brzmi znowu wiarygodnie, chociaż już pewność zaczynamy tracić.

Dokument medyczny wygląda wiarygodnie, ale brakuje mu daty. Pytam o nią i klinikę, w której leczył nowotwór. Oliver tłumaczy mętnie, że były trzy kliniki, a dokument pochodzi z lutego 2015 r.

Wieczorem kolejna bomba: jedna z sióstr zakonnych pisze do redakcji, że zna go od kilku lat. Najpierw chciał wstąpić do zakonu, ale zrezygnował, zabierając przy okazji klucz do klasztornych pomieszczeń.

Gdy Oliver pisze na Facebooku o cierpieniu związanym z kolejnym wlewem chemii, w klasztorze znajdują go pijanego w sztok w kryptach.

Siostra podejrzewa, że był pijany częściej, a do pokoju, którego używał już bez ich zgody sprowadzał innych. Jesienią okradł sklep, ukradł dewocjonalia i pieniądze.

Rozmawiam z policją. Potwierdzają: przy Oliverze Wolańskim znaleziono część produktów, ale brakowało gotówki. Prokuratora poprosił, że dobrowolnie podda się karze.

Dzwonię do „bohatera” tekstu. - Tak, rzeczywiście. Miałem problemy z alkoholem. Ukradłem po pijaku, nie pamiętam, czy była tam gotówka - przyznaje się.

„Nie zna mnie nikt /nikt poznać nie zdoła” - pisze Oliver Wolański w jednym ze swoich wierszy w debiutanckim tomiku.

Ale Olivera Wolańskiego zna więcej osób. Niestety prawdziwą twarz ukrywa przed 3 tys. fanów na Facebooku, którzy ze łzami w oczach czytają zapewne jego uniwersalne rady, że „nie można się poddać”, że „dopóki się walczy, jest się zwycięzcą”.

Wielu go autentycznie podziwia: „Olivier, nigdy nie komentowałam Twoich wpisów, choć od dawna Cię obserwuję, jesteś dla mnie i myślę że dla wielu tutaj ludzi ogromnym wzorem podejścia do życia, samego człowieczeństwa, kibicują Ci ludzie wierzący i niewierzący, ale te podziały są najmniej ważne, bo płyną z ludzkich serc, tak samo jak inni bardzo mocno trzymam kciuki i nie tylko, krocz swoją drogą i nigdy ale to nigdy w nią nie wątp bo jest słuszna” - pisze Elżbieta Lutomska.

- Dlaczego pan zataił tak ważne informacje? - pytam.

- Każdy w życiu ma prawo do błędów - mówi Oliver Wolański.

Jasne, każdy ma. Ale nie powinien przedstawiać się przy tym w kryształowym świetle, gdy ma na sumieniu tak poważne przestępstwo, jak kradzież z włamaniem.

Sprawdzam przesłany przez niego dokument medyczny, nazwiska lekarzy, nazwę nowotworu. Dokument został tak zeskanowany, by czytający nie poznał ani nazwy placówki, ani dat. Na szczęście są nazwiska. Właściwie jedno, bo drugie, na pieczątce jest czytelne do połowy.

Sprawdzam w internecie: są tacy lekarze, pracują w Centrum Zdrowia Dziecka. Oliver ma 30 lat. Jeśli był leczony w „Klinice Onkologii”, to dawno. A dokument, jak mówił Oliver Wolański, pochodzi z lutego br. W dodatku pieczątka należy do lekarki, która ponad rok temu poszła na emeryturę. Po weekendzie wiem jeszcze więcej.

- To nie jest dokument z naszej kliniki, nie mieliśmy takiego pacjenta - słyszę od jednej z lekarek, onkologa dziecięcego.

W dodatku podpisani lekarze, o wąskiej specjalizacji mają też unikalne nazwiska. Razem z panią doktor próbujemy ustalić błędy formalne w dokumencie. Jest ich sporo.

Literówka i błędna końcówka w łacińskiej nazwie choroby, błąd logiczny w medycznym rozpoznaniu - to ledwie wierzchołek góry lodowej. „Wartość kreatyniny przekracza normę ponad 13 razy”. - Człowiek maksymalnie mógłby znieść podniesiony siedmiokrotnie poziom, przy takim nie żyłby już dawno - informuje lekarz.

„Karta informacyjna leszenia szpitalnego” (błąd na takiej karcie nie powinien się zdarzyć) jest zatem sfałszowana. I to nieudolnie, choć wystarczająco, by przekonać laika.

Sprawdzam w internecie. Szukam zdjęć, które Wolański publikował na Facebooku w związku z rzekomą chorobą. Są: kolejki do recepcji na onkologii w Warszawie.

Może to jednak nie są fotografie zrobione przez Wolańskiego? Bingo. Jedno pochodzi z „Super Expressu”, drugie z „Faktu”. Trzecie z portalu WP, choć wpisy oszusta sugerują, że to on stał w tych kolejkach.

Dzwonię do Wolańskiego. Kolejny raz. Plącze się. Tłumaczy, że „karta leszenia” to jego „dokument wewnętrzny”. W końcu przyznaje, że nie chorował na nowotwór. - Miałem podejrzenie - próbuje się ratować.

- A te trzy tysiące osób na Facebooku? Dlaczego ich pan okłamywał przez półtora roku?

- Najpierw było ich mało, potem jakoś tak poszło - mówi. Ale każde kolejne jego kłamstwo jest większe od poprzedniego. - Pójdę do Rzymu. Nic mnie nie zatrzyma - deklaruje na koniec.

Nie zamierzamy zatrzymywać. Może kolejny raz zrobi to policja, po zawiadomieniu o podejrzeniu sfałszowania dokumentacji medycznej.

Aktualizacja: o godz. 23 profile "pielgrzyma" zniknęły z Facebooka. Wielu śledzących jego "codzienne zmagania z nowotworem" domagali się udowodnienia wiarygodności Olivera Wolańskiego.