Skazani na siebie

Hanna Karolak

publikacja 07.07.2015 13:42

W każdym, z tych kompletnie różnych bohaterów "Emigrantów", jest i sam Mrożek.

Skazani na siebie Bohaterowie sztuki "Emigranci" w swojej samotności skazani są na siebie Andrzej Karolak /Foto Gość

Sławomir Mrożek miał zawsze kłopoty ze swoją tożsamością. Bo jest Mrożek z Borzęcina, o czym szeroko pisze w autobiograficznej powieści "Baltazar”, syn urzędnika pocztowego w Porąbce Uszewskiej osiem kilometrów od Biadolina, jest Mrożek krakowski, Mrożek wrastający w feudalną strukturę Meksyku i Mrożek z Paryża. Wreszcie zmęczony szukaniem własnej tożsamości zamienił nazwisko Mrożek na Baltazar, stąd tytuł jego powieści. 

Zapewne każdy z nich to zupełnie inny Mrożek. Jak pisze we wstępie Antoni Libera, Baltazar nie jest imieniem pospolitym i mało znaczącym. Kojarzy się z ostatnim królem Babilonii. Jego przepowiednia podczas mitycznej uczty brzmi: Mane, tekel, fares, czyli policzono, zważono, rozdzielono. Policzył Bóg królestwo twoje i kres mu położył. Jakież to królestwo może Mrożek dzielić? - pyta Libera. Tylko swoją mądrość, a mądrość powiada: to co nas scala to pamięć i mowa. ”Oto jedyne królestwo człowieka.” 

Dotknięty po ciężkim udarze przypadłością afazji, czyli utratą zdolności posługiwania się językiem usiłuje z chorobą walczyć. By odzyskać swoje "królestwo”. Żmudnie, ale ze skutkiem. To także Mrożek. A więc, by te swoje odrębne byty scalić, Mrożek usiłuje poddać je analizie. W całej swojej dwoistości. A więc bohaterowie "Emigrantów”, którą to sztukę przypomniał właśnie Teatr Polski, w swojej inności są przecież podobni. Samotni, a więc skazani na siebie. Sądzę też, że w każdym z tych kompletnie różnych bohaterów jest i sam Mrożek. Przynajmniej obydwu ich rozumie. I tego mędrka, który sądzi, że jego powołaniem jest pouczać i wychowywać i w tego "chama”, który może zaistnieć tylko wtedy, kiedy zbuduje dom dla rodziny i zaimponuje wszystkim sąsiadom .I który tylko wtedy uwolni się od Borzęcina, czy Porąbki Uszewskiej i stanie się godnym swojej pięknej matki. 

Jest więc manipulatorem, jak bohater AA i prześladowcą, który odkrywając przyziemność celów XX, doprowadza go niemal do samobójstwa. Bo dlaczego nie mogą uwolnić się od siebie? Ten, który okrada swego oprawcę z konserw i herbaty i ten, który recytując puste słowa o potrzebie wolności sprawdza swoją władzę na niewolniku aspiracji. Podobną opozycję znajdziemy i w innych sztukach Mrożka. Choćby w Tangu. 

Dla Edka awans to przejęcie rytuałów klasy, do której nie należy, a którą chce unicestwić. Dla Artura sens istnienia to przywrócenie wartości, które odrzucili jego rodzice. Artur przegrywa w starciu z brutalna siłą. Ale kto go na to skazał? Być może ta dwoistość wpisana jest w kod kulturowy i obyczajowy Polaków. To przecież w "Weselu” słyszymy anegdotyczne już słowa: "Wyście sobie a my sobie/każden sobie rzepkę skrobie”. A przecież misja jaką narzucił sobie inteligent to przejęcie przywództwa, czemu przeszkadza odwieczna polska indolencja. Pozostaje chłopomania, hasło puste w środku, nic nie znaczące. I taniec chochołów. A zapomniana już powieść Leona Kruczkowskiego "Kordian i cham”, pokazująca odwieczne podziały, stające w poprzek snów o wolności? Bo zawsze mieliśmy dwie Polski. A dziś? Czy to na emigracji czy w kraju? Walka o prymat, z której nic nie wynika. Edukacja, jakiej poddaje AA swego prymitywnego współlokatora XXa nie ma na celu ukształtowania wartościowego człowieka, odrzucenia przez niego modelu "mieć”, a próbę zniszczenia go dla udowodnienia swojej wyższości. A więc ciągle walka o władzę. Na ile Mrożkowi udawało się swoją twórczością kształtować nasz kodeks etyczny, a na ile to w końcu rozmywał w oparach absurdu, nie wierząc w swoją misję? Mrożek z Borzęcina i Mrożek z Paryża. Gdzieś głęboko ukrywający w sobie niespełnionego intelektualistę AA i pazernie walczącego o swoje "mieć” XXa. 

Obydwaj niedokończeni, niespełnieni, samotni. Na chwilę połączy ich wieczór sylwestrowy, gdy AA wyciągnie schowany głęboko koniak. A potem? Dalej będą czekać na Godota. Ale Bóg jak im się wydaje chyba o nich zapomniał. A może to oni zapomnieli o Nim?

Dyrektor Teatru Polskiego, Andrzej Seweryn pozwala na eksperymenty autorskie swoim aktorom. Tak też stało się, gdy Piotr Cyrwus wystąpił z propozycja wyreżyserowania "Emigrantów”, widząc w tej napisanej przed czterdziestu laty sztuce nowe, aktualne akcenty. Siebie obsadził w roli XXa,  rolę intelektualisty czy zwyczajnie mędrka - mentora  zaproponował Szymonowi Kuśmiderowi. Sztuka, jak to u Mrożka bawi, ale częściej wywołuje refleksje. Szczególnie poruszające jest budzenie się świadomości i dramatyczna walka o siebie niewolnika najemnej pracy XXa, a  w efekcie tego symboliczne zniszczenie bezcennych dotąd w jego mniemaniu banknotów. Ale przede wszystkim spektakl jest okazją do zadumy nad fenomenem twórczości Mrożka, wciąż niejednoznacznie odbieranej.