Księża przepraszają, kuria reaguje

wt /archidiecezja.warszawa.pl

publikacja 11.08.2015 12:17

Oświadczenie kurii archidiecezjalnej warszawskiej ws. Mszy za Bronisława Komorowskiego.

Księża przepraszają, kuria reaguje Kard. Kazimierz Nycz Tomasz Gołąb /Foto Gość

"Wczoraj Arcybiskup Warszawski spotkał się z ks. prałatem Aleksandrem Seniukiem. Ks. Seniuk zapewnił, że swoją wypowiedzią w żaden sposób nie chciał przeciwstawić się stanowisku wyrażonemu przez Episkopat Polski. Kard. Kazimierz Nycz przypomina wszystkim księżom Archidiecezji Warszawskiej o obowiązku strzeżenia przestrzeni sakralnej przed wszelkimi podejrzeniami o zaangażowanie polityczne" - czytamy w komunikacie prasowym kurii warszawskiej.

Spotkanie było wynikiem kontrowersyjnych słów wypowiedzianych przez ks. Seniuka podczas Mszy sprawowanej w miniony czwartek w intencji ustępującego prezydenta Bronisława Komorowskiego.

- W ostatnim czasie spotkało pana, panie prezydencie, wiele niesprawiedliwości, także bardzo podłych. I niestety były one wypowiadane przez ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła. Zostały przez nich samych wypowiedziane i innych, z ich błogosławieństwem. Słowa, które nigdy nie powinny się pojawić w ustach takich ludzi. Święte słowa miłość i miłosierdzie były poniewierane wśród słów nikczemnych. I nikt mnie nie przekona, że taki język może płynąć z serca przemienionego. Płynie z serca kamiennego - mówił ks. Seniuk.

- My, tzn. Andrzej Luter, Staszek Opiela, Kazik Sowa, i jeszcze inni, którzy mi zgłaszali z przykrością, że nie mogą przybyć (...), nie jesteśmy episcopoi (z gr. biskupi-PAP), my jesteśmy presbyteroi - kapłani (...) i czujemy odpowiedzialność za te niesprawiedliwości rzucane na pana (...).  Więc proszę przyjąć, panie prezydencie, pani Anno (...) i mówię to w imieniu, myślę, wielu kapłanów - przepraszamy was, prosimy o wybaczenie nam i także tym wszystkim, którzy nie wiedzą, co czynią - dodał.

Słowa księdza Seniuka zostały przez wielu ludzi odebrane jako wyraz politycznego zaangażowania koncelebransów oraz wyraz werbalnego buntu wobec swoich kościelnych przełożonych, a także stawianie w opozycji prezbiterów i biskupów.

Jak tłumaczył wczoraj na łamach "Gazety Wyborczej" ks. Kazimierz Sowa: w sformułowaniu "nie jesteśmy episkopoi (biskupami), my jesteśmy presbyteroi (kapłanami)" chodziło o to, żeby nikt z obecnych nie myślał, że ma do czynienia z wykładnią nauczania Kościoła, opinią wypowiadaną w imieniu Kościoła. Jesteśmy księżmi, którzy tak, a nie inaczej oceniają pewne zjawiska, dlatego tak się wypowiedzieliśmy.