Chcą darmowych zabiegów in vitro

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 22.04.2016 14:10

Parta Razem domaga się, by miasto finansowało sztuczne zapłodnienie.

Anna Adamczyk i Mateusz Olechowski przekonywali, że in vitro jest powszechnie stosowaną "procedurą leczenia niepłodności" Anna Adamczyk i Mateusz Olechowski przekonywali, że in vitro jest powszechnie stosowaną "procedurą leczenia niepłodności"
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Dwa pudełka, mieszczące 18 tys. podpisów pod projektem samorządowego dofinansowania zabiegów in vitro dla mieszkańców Warszawy, działacze Partii Razem złożyli w stołecznym ratuszu. Mają nadzieję, że samorządowcy stolicy szybko zajmą się ich propozycją "pomocy bezpłodnym parom", tak by mogła wejść w życie od lipca, kiedy skończy się działanie programu rządowego. Z nowego programu, który wedle szacunków Stowarzyszenia "Nasz Bocian", kosztowałby ok. 7 mln zł rocznie, mogłoby skorzystać 1,2 tys. par.

Wcześniej, przez 24 dni ponad 50 członków tej partii zbierało podpisy pod projektem przy wyjściu ze stacji metra Centrum i w stołecznych parkach. Jak przekonywał na konferencji prasowej Mateusz Olechowski z warszawskiego zarządu partii, pomysł kontynuacji rządowego programu przez stołeczny samorząd  "wywołała entuzjazm warszawiaków" i "zyskała powszechną aprobatę" zarówno młodszych jak i starszych mieszkańców miasta. Zamiast wymaganych 15 tys. podpisów w niespodziewanie krótkim czasie członkowie Razem zebrali o 3 tys. więcej.

- Koszty w skali wielomilionowego budżetu Warszawy są stosunkowo niewielkie. Przypominam, że warszawscy radni lekką ręką oddali 6 mln zł na Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Mam nadzieję, że wysłuchają i poprą również ten projekt. Rodzina i macierzyństwo są pod szczególna ochroną konstytucji naszego państwa, a prawo do posiadania dzieci jest zagwarantowane w Deklaracji Praw Człowieka, więc zawalczmy o to prawo! - argumentowała Anna Adamczyk z warszawskiego zarządu Razem. Partia Razem szczególnie liczy na głosy radnych z PO, bo to właśnie ta partia - zdaniem A. Adamczyk - nie zadbała o to, żeby rządowy ogólnopolski program finansowania in vitro był trwały i nie nadała mu formy ustawy. Z tego powodu, po zmianie rządu, tak łatwo było z tego kierunku rezygnować. Teraz zaś - jak podkreślają młodzi z Partii Razem - potrzebne są inicjatywy, które pozwoliłyby przedłużyć jego działania chociażby na poziomie lokalnych samorządów. 

Poprzedni rząd wprowadził "Program - Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016", który zakończy się 30 czerwca 2016 r. Wydano na niego ponad 260 mln zł. Z dofinansowanych procedur in vitro urodziło się 3,8 tys. dzieci. W ostatnich dniach urzędowania poprzedni minister zdrowia Marian Zembala przedłużył go do 2019 r., rezerwując na niego kolejne 304 mln zł.  Nowy minister Konstanty Radziwiłł zdecydował o unieważnieniu kolejnej edycji programu. Zamiast procedury in vitro zaproponował Narodowy Program Prokreacyjny", oparty na naprotechnologii, która jest rzeczywistym leczeniem przyczyn niepłodności. Program oficjalnie ruszy w grudniu tego roku.

Wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński, pytany w lutym tego roku  o możliwość finansowania zabiegów in vitro z miejskiej kasy, odniósł się do tego pomysłu sceptycznie.

- Nie planujemy wprowadzenia takiego programu, ponieważ samorząd może finansować działania profilaktyczne, prozdrowotne, nie może natomiast wydawać pieniędzy na procedury medyczne, a takim jest leczenie niepłodności - mówił wiceprezydent. Jego zdaniem samorządy, które podejmują takie akcje, działają na granicy prawa.