Prof. Szwagrzyk o „Ince” i „Zagończyku”

Agnieszka Kurek-Zajączkowska

publikacja 30.08.2016 00:41

Dzień po pogrzebie Feliska Selmowicza i Danuty Siedzikówny prof.Krzysztof Szwagrzyk mówi o dotychczasowych poszukiwaniach szczątków żołnierzy niezłomnych i planowanych pracach ekshumacyjnych.

Prof. Szwagrzyk o „Ince” i „Zagończyku” Spotkanie w Przystanku Historia zakończyło się burzą oklasków i owacją na stojąco Agnieszka Kurek-Zajączkowska /Foto Gość

- Danuta Siedzikówna to postać absolutnie wyjątkowa. Bohater wyrazisty i naturalny. Opatruje swoich, ale i wrogów. Nie załamuje się po brutalnym śledztwie. Potrafi spojrzeć w oczy członkom plutonu egzekucyjnego. W chwili śmierci odnosi się do swojego dowódcy. Nie złorzeczy, nie urąga. Przyciąga też tym, że w tym wszystkim jest młodą dziewczyną – wymieniał 29 sierpnia w Centrum Edukacyjnym IPN im. J. Kurtyki w Warszawie prof. Krzysztof Szwagrzyk. Prosił, by chociażby ze względu na kolejność alfabetyczną nazwisk, najpierw wymieniać Feliksa Selmanowicza, a za nim Danutę Siedzikówne. - „Zagończyk” był od „Inki” o 24 lata starszy. Mógłby być jej ojcem. Już jako 15-latek walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Żołnierz AK, dwukrotnie aresztowany, dwukrotnie udało mu się zbiec. Obydwoje walczyli o wolność Polski. Obydwoje ukształtowała II RP – mówił.

Przypomniał też okoliczności odnalezienia dwójki niezłomnych. - Na trop bardzo konkretnie naprowadził nas odnaleziony list z 1946 r., który sporządził naczelnik ówczesnego więzienia przy ul. Kurkowej w Gdańsku i skierował do wdowy po „Zagończyku”.  Podał w nim, że zwłoki męża złożono na cmentarzu przy ul. Giełguda i że oznaczono je numerem 137. Tym samy wskazał wprost nekropolię i konkretne miejsce. Oczywistym było, że obok musiała być „Inka”, bo przecież razem byli straceni – wyjaśniał prof. Szwagrzyk. Zaraz też dodał, że wierzy, iż w życiu wszystko ma swój czas i moment odnalezienia szczątków nie był przypadkowy. - Dziś na tym cmentarzu, w tym miejscu są grzebani ludzie zasłużeni. Tak kolejno. Gdyby ktoś taki umarł troche przed naszym przyjazdem, to właśnie w miejscu złożenia „Inki”i i „Zagończyka” byłby pochowany, a my byśmy ich nie znaleźli.  Nasze prace rozpoczęły się jesienią 2014 r. Trzeciego dnia trafiliśmy na szukane szczątki - opowiadał. Dodał, że właściwie od razu ekipa była pewna, że chodzi o „Inkę” i „Zagończyka”.  - To były dwie skrzynie, nie trumny. Szczątki mężczyzny i kobiety. „Inka” leżała z lewej, „Zagończyk” z prawej strony. Mieli ślady po kulach. Wiedzieliśmy, że „Inka” była jedyną kobietą z więzienia przy Kurkowej, która została rozstrzelana. Inne były wieszane. Była młodą dziewczyna. Lekarz, będący z nami, stwierdził u niej ząb mleczny.  Brakowało jednego stałego, co zgadzało się z opisem z więzienia – wymieniał. Przypomniał, że szczątki znajdowały się jedynie 49 cm pod ziemią. - Oprawcy pochowali ich płytko, co wynika z lenistwa. Wytłumaczeniem jest też to, że była to stara poniemiecka kwatera, w której było po prostu dużo gruzu i przez to trudniej było kopać. Wcześniej na niej byli chowani młodzi Niemcy. Dwóch, trzech, czterech wrzucano do jednego dołu. Byli to ok. 25-latkowie, którzy zmarli w wyniku chorób zakaźnych, których Niemcy się bardzo bali. Niezłomnych grzebano tam, gdzie akurat było wolne miejsce – tłumaczył prof. Szwagrzyk.

Przyznał, że rozpoczynanie prac w Gdańsku było ryzykowne. - Zanim je zaczęliśmy, przeprowadzono w tym miejscu badania georadorowe. Nie wykazały one pod ziemią szczątków ludzkich. Zakwestionowaliśmy to źródło i pojechaliśmy. Pytaliśmy miejscowych grabarzy, czy zdarza im się przy kopaniu dołów znajdować ludzkie kości. Mówili, że nie. Po prostu nie chcieli mieć problemów – stwierdził.

Prof. Szwagrzyk zapowiedział, że w połowie września planuje wznowić pracę na Łączce w Warszawie.

Spotkanie poprzedził pokaz filmu „Inka.Zachowałam się jak trzeba" z 2015 r. Był na nim obecny reż. Arkadiusz Gołębiewski. Przybyły również rodziny żołnierzy niezłomnych, tych odnalezionych jak również czekających na godny pochówek. - Mam nadzieję, że kiedyś usłyszę „przepraszam" od sprawców - mówiła Olga Grabowska, krewna por. Wacława Grabowskiego „Puszczyka", a jednocześnie prezes Stowarzyszenia Historycznego Mazowsza Północnego. 

Spotkanie zakończyło się burzą oklasków i owacją na stojąco dla prof. Szwagrzyka i Arkadiusza Gołębiowskiego.