Z ks. Romanem Trzcińskim, misjonarzem miłosierdzia, rozmawia Agata Ślusarczyk.
- Na co dzień staram się być blisko ludzi, towarzyszyć, wspierać - mówi ks. R. Trzciński Agata Ślusarczyk /Foto Gość
Agata Ślusarczyk: Jak wyglądały ostatnie tygodnie posługi misjonarza miłosierdzia? „Bezstresowo spowiadam, zadaję lekkie pokuty” – po takiej reklamie telefony pewnie się urywały?
Ks. Roman Trzciński: Zdarzało się, że po Mszy św. czekała na mnie kolejka chętnych. Ludzie przyjeżdżali z różnych stron Polski, spod Suwałk, Włocławka, Gorzowa Wielkopolskiego. Właśnie czekam na księdza z Białegostoku. W ostatnich tygodniach kończącego się Roku Miłosierdzia osób, które chciały skorzystać z mojej posługi, faktycznie było więcej. Podobnie jak w Wielkim Poście. Mogę powiedzieć, że przez cały rok miałem pełne ręce pracy.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.