Bojarowie żyją, car umiera

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 30.06.2017 15:30

Od czasów afery Rywina żaden skandal nie doprowadził do zmiecenia ze sceny politycznej całej partii. Amber Gold i sprawa warszawskich kamienic mogą mieć taki skutek.

Początek lata okazał się burzliwy. I nie chodzi tylko o aurę. Zgodnie z zapowiedziami, przed przed komisją badającą aferę Amber Gold stanął Michał Tusk, a zaraz po nim Marcin P., który – co nie było wcale pewne – zdecydował się zeznawać. Z hukiem ruszyła też komisja w sprawie wyłudzeń warszawskich nieruchomości. Już podczas pierwszych przesłuchań pojawiły się zeznania obciążające prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Konia z rzędem temu, kto policzy afery, o które oskarżano Platformę Obywatelską za jej rządów i które spłynęły po niej jak woda po kaczce. Jednak oskarżenia – dotyczy to zwłaszcza Amber Gold – nie rozpłynęły się w powietrzu. Teraz wracają ze zwiększoną siłą. Mści się to, że poprzedni rząd nie rozwiązał ich zawczasu, przynajmniej pozornie.

Być może byłoby inaczej, gdyby po ujawnieniu sprawy piramidy finansowej rząd PO zachował się tak, jak kilka lat wcześniej w sprawie afery hazardowej. Donald Tusk publicznie zdymisjonował wtedy kilku ministrów, a sprawą zajęła się komisja śledcza, którą rządząca partia miała pod kontrolą. Ostatecznie żadnego z polityków związanych z hazardowymi biznesmenami nie odwiedziła policja, a jeden z nich został nawet później szefem partii. W przypadku ostatnich afer przeprowadzenie takiej operacji było jednak znacznie trudniejsze. Ścinając bojarów odpowiedzialnych za kontakty z lobbystami hazardowymi, premier Tusk pozbywał się przy okazji konkurencyjnej frakcji wewnątrz PO. Tymczasem wyłudzenia kamienic obciążają ludzi z frakcji Tuska, a Amber Gold nawet jego rodzinę. Były premier nie mógł sobie zatem pozwolić na publiczną egzekucję. Trudniej zrozumieć, dlaczego nie próbował jej przeprowadzić w Warszawie Grzegorz Schetyna. Może nie chce tracić stolicy (bo taki mógłby być efekt, choć skutek obrony Hanny Gronkiewicz-Waltz może być podobny), może czuje się za słaby na otwartą wojnę, a może liczył na to, że komisja kierowana przez Patryka Jakiego sama rozbije się o sprawę, którą ma wyjaśnić.  

Tak czy inaczej samokrytyki i odcięcia się od błędów i wypaczeń nie było. Zamiast tego mamy w akcji Patryka Jakiego i Małgorzatę Wassermann. Można kręcić nosem nad tym, że komisje składają się z polityków, albo kwestionować konstytucyjność jednej z nich, ale podczas przesłuchań padają konkretne informacje i nazwiska. Od czasów afery Rywina  żaden skandal nie doprowadził do zmiecenia ze sceny politycznej całej partii. Amber Gold i sprawa warszawskich kamienic mogą mieć taki skutek.