Zdrowaśki nie wystarczą

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 27.01.2018 22:39

Z tego wypadku nie powinien wyjść żywy, a na pewno nie cały. - Czymże ja się odwdzięczę Bogu? - zastanawia się Władysław Szperalski z Izdebna Kościelnego. Stara się, jak może.

Zdrowaśki nie wystarczą Drewniana świątynia jest jedną z najstarszych na Mazowszu

W Izdebnie Kościelnym mieszkają od pokoleń.

- Będzie na pewno grubo ponad 100 lat - mówi Agnieszka Deliś, siostra Władysława Szperalskiego, która razem z mężem i swoim bratem gospodaruje na ojcowych hektarach. Żyją z rolnictwa, w rytm zasiewów i zbiorów pszenicy, buraków cukrowych, rzepaku. I kościelnego roku. W domu było ich dwanaścioro.

Na ścianie parterowego domku w kolorze pistacji obraz Matki Bożej Częstochowskiej. I wymalowany wzorek, jaki widywałem u własnej babci. Stary kaflowy piec przykryty blatem w razie potrzeby jeszcze można by rozpalić. Skromnie, ale schludnie. Z daleka widać trzy silosy na ziarno. Obok nich, przykryta płachtą, jakby połowa samochodu.

Władysław Szperalski pokazuje boczne wgniecenie, sięgające fotela pasażera.

- Siła uderzenia była taka, że mnie przesadziła obok - pokazuje.

Był 21 sierpnia 2015 r. Władysław jechał do sklepu po części do ciągnika. Skręcał w lewo, w bramę, gdy z ogromną prędkością uderzył w niego młody kierowca BMW. Chociaż w tym miejscu, z powodu robót drogowych, było ograniczenie do 30 km na godzinę, on w miejscu zabudowanym musiał pędzić jakieś 150 km/h. W bok uderzył przy ok. 120 km/h, co łatwo ocenić na sklepowym monitoringu. Samochód Władysława Szperalskiego obróciło do góry kołami. Sprawca przeleciał nad głębokim rowem. Wyszedł z wypadku niemal bez szwanku. Musiał mieć niezłe „plecy”, bo do sprawy powołano kilku biegłych. Chyba piąty na siłę orzekł, że trudno przesądzać o winie młodego kierowcy. A prędkość BMW oszacował na mniej, niż deklarował jego kierowca, który zresztą kilka dni później jeździł już nowym samochodem. Znowu jak wariat.

Szperalski, rocznik 1954, mocny chłop. Ale wszyscy powtarzają: to cud, że wyszedł niemal bez szwanku. W szpitalu w Grodzisku Mazowieckim położono go na ortopedii, zamiast na chirurgii. Choć przytomność odzyskał dopiero kilka godzin później.

- Sam nic nie pamiętam z chwili wypadku. Po czterech dniach mnie wypisali. W domu jednak dostałem strasznych bólów. Po tygodniu z powrotem trafiłem do szpitala. Usunięto mi śledzionę - wspomina.

Z kart leczenia szpitalnego wynika, że poza urazem czaszkowym, złamanym wyrostkiem poprzecznym dwóch kręgów i pękniętą śledzioną właściwie nic mu nie dolega. Krwiak mózgu wchłonął się sam.

W Izdebnie mieszka ledwie 700 parafian. Drewniany kościółek św. Michała Archanioła i Zwiastowania NMP, w wyglądzie barokowy, o ludowym wnętrzu, pamięta jeszcze lata pierwszego rozbioru Polski. W 1990 r. bezcenny zabytek mało nie spłonął. Wkrótce potem przeprowadzono gruntowny remont. Na ścianach od połowy XIX wieku wiszą żeliwne stacje Drogi Krzyżowej. Drewnianą dzwonnicę wystawiono pod koniec XVIII stulecia.

W tej świątyni od kilku pokoleń modlą się Szperalscy. Tu przyjmują sakramenty i z rozrzewnieniem wspominają dawne czasy. Od wypadku Władysław Szperalski codziennie mówi cały Różaniec. Wdzięczny jest za ocalenie Matce Bożej, ale wierzy, że wstawili się za nim także jego zmarli rodzice. Mama, Genowefa, odeszła rok przed wypadkiem.

- Byli bardzo pobożni, wymodlili mi powrót do życia. A byłem chyba już bardzo blisko śmierci, bo z góry patrzyłem na szpital i miasto. Pan Bóg widać uznał, że jeszcze potrzebny jestem do czegoś - mówi Władysław Szperalski.

Już po wypadku, jako wotum wdzięczności, ufundował dębowe boczne ołtarze i obraz Pana Jezusa na krzyżu pędzla Arkadiusza Kalicy w głównym ołtarzu. Proboszcz, ks. Józef Nowacki pokazuje też odrestaurowane feretrony i rząd zakupionych dębowych klęczników z lewej strony. Wcześniej Władysław Szperalski sfinansował też budowę ogrodzenia zabytkowego kościoła i postumenty pod figury Matki Bożej i Chrystusa.

- Żeby tak chociaż na przedsionek nieba zasłużyć i Bogu wdzięczność wyrazić - mówi. Sprawiedliwości po wypadku już szukać nie chce, choć bywa, że ból w plecach jest nieznośny.