75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 30.03.2018 13:55

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater "Kamieni na szaniec" i Akcji pod Arsenałem. - Takich jak my było mnóstwo - opowiada jego przyjaciółka Danuta Zdanowicz-Rossman.

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem Danuta Zdanowicz-Rossman wspomina Alka: dwa metry wzrostu, ładny, zdolny, wysportowany Tomasz Gołąb/ Foto Gość

Harcerki, które odwiedzają dziś Danutę Zdanowicz-Rossman, z namaszczeniem gładzą w pokoju duży rozkładany stół. To przy nim siedzieli „Alek”, „Zośka” i „Rudy”, bohaterowie „Kamieni na szaniec”. Razem zresztą z ich autorem, Aleksandrem Kamińskim. To mąż Danuty, Jan Rossman, wymyślił tytuł książki, która już w 1943 r. stała się niemal harcerską biblią. Po Akcji pod Arsenałem miała zagrzewać do walki nastolatków z Szarych Szeregów. Ale nawet nie musiała.

W jej mieszkaniu na Bielanach przy ulicy Zgrupowania „Żmija” (w powstaniu wchodziło w skład Obwodu Armii Krajowej „Żywiciel”) siedzi grupa młodzieży z pobliskiej parafii św. Krzysztofa.

Komendantka Wojskowej Służby Kobiet Batalionu „Ostoja”, adiutantka harcmistrza Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, bohatera „Kamieni na szaniec” i kapitana Tadeusza Klimowskiego, dowódcy Batalionu „Ostoja”, regularnie spotyka się z młodzieżą i harcerzami spragnionymi jej opowieści o II wojnie światowej.

95-letnia Danuta Zdanowicz-Rossman z radością opowiada im więc o młodzieńczych ideałach swoich przyjaciół, Macieja Dawidowskiego „Alka”, Jana Bytnara „Rudego” i Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”. „Było upalne lato, przyszła dziwna jesień z majowymi dniami, nadchodzi biała, pełna zagadek zima, a potem, potem... będzie wiosna, zielona wiosna, pełna realizujących się marzeń” - zapisała Danusia w drugą rocznicę kapitulacji Warszawy i powołania Szarych Szeregów, 27 września 1941 roku.

Marzyli o wolności od pierwszych dni wojny.

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem   Przy tym stole siadali „Alek”, „Zośka” i „Rudy”, bohaterowie „Kamieni na szaniec” Tomasz Gołąb /Foto Gość - Właściwie to cieszyliśmy się na wojnę i przygotowywaliśmy do niej. Wierzyliśmy, że damy sobie z Niemcami radę. Uwierzyliśmy, że nawet guzika nie oddamy, choć musieliśmy oddać znacznie więcej - mówi gorzko Danuta Zdanowicz.

Aleksy Dawidowski został ciężko ranny w brzuch w Akcji pod Arsenałem. Podczas ewakuacji zdołał jeszcze rzucić w kierunku Niemców granat, co umożliwiło bezpieczny odwrót na Stare Miasto. Został odwieziony do mieszkania państwa Zawadowskich na Żoliborzu i tam opatrzony. Ponieważ rany okazały się bardzo poważne, przewieziono go do Szpitala Dzieciątka Jezus i tam operowano.

„Alek” zmarł po czterech dniach, 30 marca 1943 r., w tym samym dniu, gdy w Szpitalu Wolskim umarł „Rudy”. Dawidowski został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. Po wojnie jego zwłoki zostały przeniesione do grobu Jana Bytnara w kwaterze Szarych Szeregów na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Losy „Rudego”, „Alka” i „Zośki” opisał Aleksander Kamiński w „Kamieniach na szaniec” - „opowieści o wspaniałych ideałach braterstwa i służby, o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i pięknie żyć”.

- Takich jak my było mnóstwo. To byli ludzie w waszym wieku, każdy z nas chciał coś dać z siebie innym. Dziś czasem słyszymy: „należy mi się to i to”. A my naprawdę myśleliśmy, co możemy zrobić dla ojczyzny i dla innych. I to nie były „wielkie słowa”. Wojna wyzwoliła w ludziach wiele dobra - mówi Danuta Zdanowicz-Rossman młodym, którzy usiedli wokół jej fotela.

Przyjaźnie z tych czasów były bardzo silne. Danuta Zdanowicz-Rossman patrzy w kierunku niedalekich Powązek Wojskowych, gdzie w kwaterze Batalionu „Zośka” spoczywają „Alek”, „Rudy” i „Zośka”. To ona, wraz z Halą Glińską, postawiła na ich mogile pierwszy brzozowy krzyż. - Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Dużo śpiewaliśmy. Działaliśmy w harcerstwie - mówi.

Od wiosny 1941 r. Aleksander Dawidowski był członkiem Szarych Szeregów, chorągwi warszawskiej, dowódcą Drużyny „Wisła” wchodzącej w skład Hufca Mokotów Górny, pod dowództwem „Zośki” Tadeusza Zawadzkiego.

Gdy Niemcy zdjęli tablicę z pomnika Mikołaja Kopernika „Mikołajowi Kopernikowi - Rodacy”, a w to miejsce powiesili tablicę „Dem Grossen Astronomen”, mającą świadczyć o niemieckim pochodzeniu Kopernika, Alek 19 lutego 1942 r., w samo południe odkręcił ją palcami. Zakopana w ogrodzie Rossmanów na ul. Sułkowskiego przetrwała wojnę i od 1948 r. znajduje się w Muzeum Historycznym Warszawy.

W odwecie za wyczyn Dawidowskiego Niemcy polecili zniszczyć pomnik Jana Kilińskiego, znajdujący się na placu Krasińskich. Dzięki zabiegom Stanisława Lorentza udało się jednak uzyskać ich zgodę na demontaż monumentu i zdeponowanie go w podziemiach Muzeum Narodowego. 

Dawidowski umieścił także na cokole pomnika Kopernika plakat o treści: „W odwet za zniszczenie pomnika Kilińskiego zarządzam przedłużenie zimy o 6 tygodni. Mikołaj Kopernik astronom”. Żart okazał się proroczy - w 1942 r. zima przeciągnęła się aż do kwietnia.

Danuta Zdanowicz-Rossman cz. 6
Tomasz Gołąb
Za tę akcję „Alek” otrzymał od Kamińskiego zaszczyt­ne miano „Kopemickiego”, ale za samowolne działanie - areszt w Olesinku, gospodarstwie, które ojciec Danuty kupił w 1930 r. pod Górą Kalwarią. 20 ha ziemi nie dawało zysków, ale dla dzieci Zdanowiczów i ich przyjaciół stanowiło wspaniałe miejsce do odpoczynku, a w czasie wojny - źródło żywności i bezpieczną przystań. To w Olesinku zastał Dankę wybuch wojny.

Drużynową Danuty Zdanowicz była Hanka Zawadzka, siostra Tadeusza Zawadzkiego, przezywanego z powodu urody „Zośka”. Harcerki z „Błękitnej Czternastki”, działającej przy X Gimnazjum i Liceum im. Królowej Jadwigi, przyjaźniły się z „Pomarańczowymi”. Miały wspólny chór, studniówki, a latem 1938 r. - bliskie obozy na Wołyniu.

To harcerstwo przygotowało ich na wrzesień 1939 roku. Harcerki natychmiast podjęły służbę: Danusia troszczyła się o rannych w Szpitalu Ujazdowskim, we włosach roznosiła meldunki, towarzyszyła Tadeuszowi Zawadzkiemu „Zośce”, przenosząc na zbiórki patefon i płytę z hymnem Polski oraz biało-czerwoną flagę, na którą harcerze składali przyrzeczenie.

Rozno­siła propagandowe ulotki w języku niemieckim do budek wartowników przy Belwederze. Należała też do organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, kierowanej przez Aleksandra Kamińskiego.

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem   Wspomina Alka: dwa metry wzrostu, ładny, zdolny, wysportowany. Miał kiedyś wyprowadzić krowy z obory. Ale zwierzę zaparło się i nijak nie chciało iść na pastwisko. Zdenerwował się, chwycił za widły i straszył ją, „Jak nie pójdziesz, to popamiętasz”. Wtedy ktoś zwrócił mu dla żartu uwagę: „Alek, a czy ty zastanowiłeś się, że krowa to kobieta?”. Odwrócił się do krowy, zdjął cylinder, który skądś wytrzasnął, i kłaniając się, wypalił: „Czy pani krowa będzie uprzejma wyjść na pastwisko?”.

Alek uwielbiał kapelusze. Miał ich całą kolekcję.

- Kiedyś spacerował po Warszawie w takim kowbojskim. Opowiadał mi potem, że ludzie oglądali się za nim, a on im się kłaniał. Jedna z moich koleżanek powiedziała mi później, że widziała w Warszawie jakiegoś wariata, który paradował po ulicy w kowbojskim kapeluszu i kłaniał się na prawo i lewo! Lubił takie zabawne sytuacje - wspominała kilkanaście lat temu Maria Dawidowska-Strzemboszowa, siostra „Alka”. - Równocześnie miał poczucie, że jest przeceniany, że nie dorasta do opinii, jaką mają o nim inni. Mówił, że czuje się, jak czek bez pokrycia. Że tak wiele się po nim wszyscy spodziewają.

Gdy zaczęła się okupacja, Danuta Zdanowicz kontynuowała naukę na tajnych kompletach, biegając na wykłady z filozofii, literatury, historii.

- Nigdy nie wiedziało się, czy się dojdzie w jednym kawałku tam, gdzie się szło - wspomina.

Do obowiązków Danusi należały m.in. dostarczanie towarzyszom broni wyżywienia. Któregoś dnia siedzia­ła w piwnicznym składzie węgla na Kruczej i obsługiwała telefony.

- Rąb­nęła bomba, omotała mnie czerń węglowego pyłu. Nigdy już potem nie zeszłam do żadnej piwnicy. Byłam ranna. Dostałam odłamkiem granatni­ka po żebrach, wyjęli mi go w szpitalu - opowiada.

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem   Do dzisiaj dom Danuty Zdanowicz-Rossman jest otwarty dla młodych ludzi. Ona sama lubi te spotkania. Mówi, że młodzież przypomina jej przyjaciół z "Kamieni na szaniec" „Alek”, „Zośka” i „Rudy”, bohaterowie „Kamieni na szaniec” Potem był drugi raz, gdy przenosiła rozkazy pod silnym artyleryjskim ogniem. Dlatego we wniosku z 17 września 1944 r. do odznaczenia Danuty Zdanowicz Krzyżem Walecznych, uzasadniano: „Wybitny żołnierz, duża inicjatywa na poziomie wyrobionego oficera.

Zimna, opanowana, cicha, lecz bezwzględna odwaga osobista. Kierując służbą łączności baonu, łączyła funkcje dowódcy z intensywną pracą wykonawczą w wypadkach ważnych lub grożących szczególnym niebezpieczeństwem”.

W 1941 r. Danka zdała egzamin maturalny. 3 maja 1942 r. postanowiły z Marylką Dawidowską, czyli siostrą „Alka”, oraz z Irką Kowalską ubrać w biało-czerwone barwy szereg pomników warszaw­skich.

Oczywiście w nocy. Na wszelki wypadek, gdyby w czasie godziny policyjnej zostały złapane przez policyjny niemiecki patrol, miały w kieszeniach przygotowane bilety kolejowe. Niby że właśnie przyjechały pociągiem i wracają do domu.

- Miałyśmy takie wstęgi biało-czerwo­ne, które trzeba było poprzyczepiać do tych pomników. Zaczęły­śmy od Powiśla, od pomnika Sapera. A potem, pamiętam dokładnie, jak wspięłam się na Syrenę, która w tej chwili stoi nad Wisłą. Trzyma w ręku ten miecz, więc przy rękojeści przewiązałyśmy biało-czerwoną wstęgę - wspomina.

Hanna Zdanowicz nie nosiła broni, choć chłopcy w lesie uczyli, jak się z nią obchodzić. Rzucała za to bomby łzawiące w Palladium, do którego chodzili Niemcy. Zimą 1942/1943 Danka założyła drużynę 14 WŻDH - Zieloną, którą prowadziła do wybuchu powstania. Ułożyły hymn: „14 nasza/ Smutek rozprasza/ Idziemy w nogę/ W daleką drogę/ By przynieść wszędzie/ Radość i śmiech”. I rozmyślała, co będzie robić po wojnie. Już wtedy poznała przyszłego męża, harcmistrza Jana Rossmana, komendanta Chorągwi Warszawskiej „Wacka”, syna majora Wojska Polskiego, który kierował budową w wojnie 1920 r. umocnień pod Radzyminem. Choć to nie on był jej pierwszą miłością, a Jędrek Makólski, dowódca plutonu „Alek” kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”, który zginął wieczorem 23 sierpnia 1944 r., walcząc na Starym Mieście przeciw atakowi Niemców, którzy natarli na placówki powstańcze miotaczami ognia i czołgami.

Śmierć zbierała wielkie żniwo, choć rodzinę Danuty Zdanowicz oszczędzało. Mimo że niemal cała była zaangażowana w kon­spirację. Przemek działał w Szarych Szeregach, Helena należała do AK w Olesinku, a Witold był od początku w ZWZ/AK. Ale Danutę osaczała śmierć.

75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater Akcji pod Arsenałem   Kwatera batalionu "Zośka" na Powązkach Wojskowych Tomasz Gołąb /Foto Gość Ak­cja pod Arsenałem 26 marca 1943 r. zakończyła się tragicznie. Akcję Grup Szturmowych Szarych Szeregów o kryptonimie „Meksyk II”, w której „Alek” postanowił odbić aresztowanego trzy dni wcześniej przyjaciela, obydwaj przypłacili życiem.

Wprawdzie harcmistrza Jana Bytnara „Rudego” oraz 20 innych więźniów przewożonych po przesłuchaniach z siedziby Gestapo w alei Szucha 25 do więzienia Pawiak uwolniono, ale „Rudy” zmarł krótko po przewiezieniu do Szpitala Wolskiego, 30 marca 1943 roku.

Tego samego dnia, pomimo operacji przeprowadzonej przez Andrzeja Trojanowskiego, w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej z ran odniesionych w czasie akcji zmarł także „Alek”. W ataku koło Wyszkowa w lipcu 1943 r. poległ także „Zośka”.

Jako oficer AK, Danuta Zdanowicz znalazła się w obozie jenieckim Stalag X-B Sandbostel. „Nikt, kto ich nie znał, nie może zrozumieć, ile zginęło razem z chłopcami” - napisała w obozowym pamiętniku.

Oswobodzona przez wojska kanadyskie 12 kwietnia 1945 r., odnaleziona została przez Jana Rossmana. Pięknie się jej oświadczył. Ślub odbył się 12 lipca. Zamieszkali w Maczkowie, w Dolnej Saksonii. W marcu 1946 r. wrócili do Polski. Byli razem 57 lat. Z zapałem włączyli się w odbudowywanie struktur harcerskich po epizodzie stalinizmu, który wtrącił do więzienia m.in. uczestnika Akcji pod Arsenałem, żołnierza Batalionu „Zośka” - Janka Rodowicza „Anodę”, zamęczonego w czasie śledztwa.

Po wojnie Rossmanowie dalej prowadzili otwarty dom. Do dziś spotykają się w nim kolejne pokolenia harcerzy.