Nie żyje przyjaciółka bohaterów "Kamieni na szaniec"

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 29.09.2018 14:38

Danuta Rossman, bohaterka Powstania Warszawskiego, była łączniczką Tadeusza Zawadzkiego "Zośki".

Nie żyje przyjaciółka bohaterów "Kamieni na szaniec" Danuta Zdanowicz-Rossman zmarła 28 września 2018 r. Tomasz Gołąb /Foto Gość

Komendantka Wojskowej Służby Kobiet Batalionu „Ostoja”, adiutantka harcmistrza Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, bohatera „Kamieni na szaniec”, i kapitana Tadeusza Klimowskiego, dowódcy Batalionu „Ostoja”, regularnie spotykała się z młodzieżą i harcerzami spragnionymi jej opowieści o II wojnie światowej. 96-letnia Danuta Zdanowicz-Rossman do ostatnich chwil z radością opowiadała o młodzieńczych ideałach swoich przyjaciół - Aleksego Macieja Dawidowskiego „Alka”, Jana Bytnara „Rudego” i Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”.

- Takich jak my było mnóstwo. To byli ludzie w waszym wieku, każdy z nas chciał coś dać z siebie innym. Dziś czasem słyszymy: „należy mi się to i to”. A my naprawdę myśleliśmy, co możemy zrobić dla ojczyzny i dla innych. I to nie były „wielkie słowa”. Wojna wyzwoliła w ludziach wiele dobra - mówiła niecały rok temu grupie młodzieży z pobliskiej parafii św. Krzysztofa.

Danuta Zdanowicz-Rossman urodziła się w roku 1922 r. Była absolwentką Gimnazjum i Liceum Królowej Jadwigi w Warszawie. Drużynową Danuty Zdanowicz była Hanka Zawadzka, siostra Tadeusza Zawadzkiego, przezywanego z powodu urody „Zośka”. Harcerki z „Błękitnej Czternastki”, działającej przy X Gimnazjum i Liceum im. Królowej Jadwigi, przyjaźniły się z „Pomarańczowymi”. Miały wspólny chór, studniówki, a latem 1938 r. - bliskie obozy na Wołyniu. To harcerstwo przygotowało ich na wrzesień 1939 roku. Harcerki natychmiast podjęły służbę: Danusia troszczyła się o rannych w Szpitalu Ujazdowskim, we włosach roznosiła meldunki, towarzyszyła Tadeuszowi Zawadzkiemu „Zośce”, przenosząc na zbiórki patefon i płytę z hymnem Polski oraz biało-czerwoną flagę, na którą harcerze składali przyrzeczenie. Rozno­siła propagandowe ulotki w języku niemieckim do budek wartowników przy Belwederze. Należała też do organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, kierowanej przez Aleksandra Kamińskiego. „Było upalne lato, przyszła dziwna jesień z majowymi dniami, nadchodzi biała, pełna zagadek zima, a potem, potem... będzie wiosna, zielona wiosna, pełna realizujących się marzeń” - zapisała Danusia w drugą rocznicę kapitulacji Warszawy i powołania Szarych Szeregów, 27 września 1941 roku.

Gdy zaczęła się okupacja, Danuta Zdanowicz kontynuowała naukę na tajnych kompletach, biegając na wykłady z filozofii, literatury, historii.

- Nigdy nie wiedziało się, czy się dojdzie w jednym kawałku tam, gdzie się szło - wspomina. Do obowiązków Danusi należało m.in. dostarczanie towarzyszom broni wyżywienia. Któregoś dnia siedzia­ła w piwnicznym składzie węgla na Kruczej i obsługiwała telefony. - Rąb­nęła bomba, omotała mnie czerń węglowego pyłu. Nigdy już potem nie zeszłam do żadnej piwnicy. Byłam ranna. Dostałam odłamkiem granatni­ka po żebrach, wyjęli mi go w szpitalu - opowiadała.

Danuta Zdanowicz-Rossman cz. 6
Tomasz Gołąb

We wniosku z 17 września 1944 r. do odznaczenia Danuty Zdanowicz Krzyżem Walecznych uzasadniano: „Wybitny żołnierz, duża inicjatywa na poziomie wyrobionego oficera. Zimna, opanowana, cicha, lecz bezwzględna odwaga osobista. Kierując służbą łączności baonu, łączyła funkcje dowódcy z intensywną pracą wykonawczą w wypadkach ważnych lub grożących szczególnym niebezpieczeństwem”.

W 1941 r. Danka zdała egzamin maturalny. 3 maja 1942 r. postanowiły z Marylką Dawidowską, czyli siostrą „Alka”, oraz z Irką Kowalską ubrać w biało-czerwone barwy szereg pomników warszaw­skich. Oczywiście w nocy. Na wszelki wypadek, gdyby w czasie godziny policyjnej zostały złapane przez policyjny niemiecki patrol, miały w kieszeniach przygotowane bilety kolejowe. Niby że właśnie przyjechały pociągiem i wracają do domu.

- Miałyśmy takie wstęgi biało-czerwo­ne, które trzeba było poprzyczepiać do tych pomników. Zaczęły­śmy od Powiśla, od pomnika Sapera. A potem, pamiętam dokładnie, jak wspięłam się na Syrenę, która w tej chwili stoi nad Wisłą. Trzyma w ręku ten miecz, więc przy rękojeści przewiązałyśmy biało-czerwoną wstęgę - wspominała.

Hanna Zdanowicz nie nosiła broni, choć chłopcy w lesie uczyli, jak się z nią obchodzić. Rzucała za to bomby łzawiące w Palladium, do którego chodzili Niemcy. Zimą 1942/1943 Danka założyła drużynę 14 WŻDH - Zieloną, którą prowadziła do wybuchu powstania. Ułożyły hymn: „14 nasza/ Smutek rozprasza/ Idziemy w nogę/ W daleką drogę/ By przynieść wszędzie/ Radość i śmiech”. I rozmyślała, co będzie robić po wojnie. Już wtedy poznała przyszłego męża, harcmistrza Jana Rossmana. Choć to nie on był jej pierwszą miłością, a Jędrek Makólski, dowódca plutonu „Alek” kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka”, który zginął wieczorem 23 sierpnia 1944 r., walcząc na Starym Mieście przeciw atakowi Niemców, którzy natarli na placówki powstańcze miotaczami ognia i czołgami.

Jako oficer AK Danuta Zdanowicz znalazła się w obozie jenieckim Stalag X-B Sandbostel. „Nikt, kto ich nie znał, nie może zrozumieć, ile zginęło razem z chłopcami” - napisała w obozowym pamiętniku o chłopcach z bitwy pod Arsenałem.

Oswobodzona przez wojska kanadyjskie 12 kwietnia 1945 r., odnaleziona została przez Jana Rossmana, członka Głównej Kwatery Szarych Szeregów, jednego z komendantów Chorągwi Warszawskiej ZHP, oficera w batalionie „Zośka”, pseudonim „Kuna”. Pięknie się jej oświadczył. Ślub odbył się 12 lipca. Zamieszkali w Maczkowie, w Dolnej Saksonii. W marcu 1946 r. wrócili do Polski. Byli razem 57 lat. Z zapałem włączyli się w odbudowywanie struktur harcerskich po epizodzie stalinizmu, który wtrącił do więzienia m.in. uczestnika Akcji pod Arsenałem, żołnierza Batalionu „Zośka” - Janka Rodowicza „Anodę”, zamęczonego w czasie śledztwa.

Za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej Danuta Zdanowicz-Rossman została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Danuta Zdanowicz-Rossman cz. 7
Tomasz Gołąb