Straszne rzeczy przeszedł

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 03.10.2018 19:18

Trzy miesiące i siedem dni – tyle siedział w celi śmierci Wacław Sikorski „Bocian”. Bohater Powstania Warszawskiego zmarł 2 października.

Straszne rzeczy przeszedł – Straszne rzeczy przeszliśmy. I tak się czasem zastanawiam, czy gdyby ktoś mi opowiedział podobną do mojego życia historię, uwierzyłbym? Chyba nie... – mówił w 2016 r. Wacław Sikorski Tomasz Gołąb /Foto Gość

Zamiast laurów, na bohaterów Powstania Warszawskiego czekały PRL-owskie karcery. Bocian, rocznik 1925, pokazuje dłoń. Linia życia przecina się z inną. W więzieniu na Rakowieckiej ktoś powiedział mu, że to znak: pójdzie na rozstrzelanie. Więc każdego wieczoru się bał. Paznokciem długo starał się tę linię wygładzić. I przeżył, chociaż w komunistycznych więzieniach przesiedział w sumie osiem lat.

Takich jak on, powstańców Warszawy, którzy za walkę o wolność powinni być noszeni na rękach, Urząd Bezpieczeństwa w pierwszych latach istnienia PRL zwalczał szczególnie zajadle. AK-owskie życiorysy wpędziły ich do przepełnionych cel, z których zabierano ich na niekończące się seanse tortur. Wielu do celi nie miało sił wrócić, więc tylko wrzucano ich obolałe ciała. – Zawsze było podobnie: „Nie chcesz mówić?!”, a potem bicie. Kazali siadać na odwróconym stołku. Ile tak można wytrzymać? Wstawałem i od razu dostawałem w gębę! Przewracałem się, a oni bili dalej. Albo kazali stać na baczność przy ścianie. Co kilka godzin się zmieniali, a ja musiałem stać. W końcu przewracałem się, więc kopali gdzie popadło. Znęcali się nade mną na okrągło – mówił Wojciech Barański „Bar”, którego UB aresztowało, gdy miał 17 lat.

– Rozstrzeliwali zawsze między 18.00 a 19.00. Nie ma dnia, żeby nie wracały wspomnienia z Rakowieckiej, Rawicza, Wronek, Sztumu. Codziennie, gdy biorę różaniec, przypominam sobie modlitwę w celi, na różańcu z okruszyn chleba i nitki. Siedzieliśmy w celi przeznaczonej dla 25 osób. Czasami liczyłem: było ponad 120 więźniów. W tym ścisku nie mogliśmy się odnaleźć – wspominał 91-letni Wacław Sikorski. „Z łaski Bieruta” wyrok śmierci zamieniono mu na dożywocie.

– Bohaterowie Powstania Warszawskiego, którzy stawili czoło jednej z najstraszliwszych potęg, przed powstaniem marzyli, że po zwycięstwie będą iść w paradzie Alejami Ujazdowskimi. Dziś młodym nie mieści się to w głowie, że na żołnierzy powstania nie czekała żadna zwycięska defilada, ale kazamaty PRL-u. Spotkało ich tyle niezasłużonego cierpienia – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Wacław Sikorski urodził się 9 lutego 1925 r. w rodzinie kolejarzy. Uczył się w Warszawie, gdzie jako 13-latka zastał go wybuch wojny. W czasie Powstania służył jako sanitariusz w VI Obwodzie AK Praga. 28 lipca 1948 r. został aresztowany i skazany na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. Od sierpnia do grudnia 1948 r. był torturowany w celu uzyskania fałszywych, obciążających go zeznań. Przez czas śledztwa ukrywał swoje związki z AK. 8 lutego 1956 r. wyszedł na wolność.

– Straszne rzeczy przeszliśmy. I tak się czasem zastanawiam, czy gdyby ktoś mi opowiedział podobną do mojego życia historię, uwierzyłbym? Chyba nie... – mówił w 2016 r. Wacław Sikorski.

Zmarł w Warszawie, 2 października 2018 r.