Pomagają trędowatym

Agnieszka Kurek-Zajączkowska

publikacja 27.01.2019 22:46

- Dzięki ludziom dobrej woli jesteśmy w stanie wyleczyć chorych na trąd, ale odrzucenie, społeczna izolacja, jakie spotyka ich w Indiach, naznaczają na całe życie - mówi dr Helena Pyz z ośrodka Jeevodaya.

w warszawsko-praskiej bazylice katedralnej modlono się za osoby chorujące na trąd oraz za tych, którzy im pomagają w warszawsko-praskiej bazylice katedralnej modlono się za osoby chorujące na trąd oraz za tych, którzy im pomagają
Agnieszka Kurek-Zajączkowska / Foto Gość

Mateusz miał 12 lat gdy został znaleziony w kolonii dla trędowatych w Raipurze przez o. Adama Wiśniewskiego SAC. Samego zostawił go tu tata, by jechać do Kalkuty i tam zarobić na życie dla rodziny. Chłopiec miał zniekształcone palce i nogi oraz duży wrzód. Rany opatrywali mu tylko o. Adam i s. Barbara Birczyńska. Wyzdrowiał.

W Jevodaya - ośrodku założonym 50 lat temu przez o. Wiśniewskiego i s. Birczyńską, skończył jedenaście klas. Pomagał w opiece nad dziećmi, zajmował się magazynem i kuchnią. Pracował w polu. Nadał jest w ośrodku. Organizuje całą jego pracę. Pamięta o. Adama jako kochającego człowieka, który nawet prowadząc samochód, miał różaniec w ręku i stale się modlił, który zawsze jadał razem z dziećmi i był dla małych ojcem.

Patryk zachorował na trąd jako kilkuletnie dziecko i do Jeevodaya przyprowadził go tata. Kiedy był nastolatkiem pomagał w fabryce mebli. Ożenił się i ma ośmioro dzieci. Pracuje w ośrodku jako traktorzysta. Bardzo dobrze wspomina o. Wiśniewskiego. Kapłan nie pozwalał nikomu nic marnować, nawet ziarenka ryżu. Przez to, że ciągle się modlił, hinduskie dzieci miały wrażenie, że modlitwa jest bardzo ważna.

Tomka o. Wiśniewski spotkał w kolonii w Raipurze, gdy miał 9 lat. W ośrodku czuł się zalękniony, bo pierwszy raz w życiu widział, że dzieci regularnie jedzą i tworzą wspólnotę. Ojciec Adam zauważył jego wycofanie i zawsze trzymał go przy sobie. Chłopiec miał ciężką postać nawracającego trądu. W latach 70. była to rzadkość i o. Adam pojechał na specjalne szkolenie, by malca wyleczyć.

Tomek był chorym leżącym całe dnie. Po Mszy św. o. Wiśniewski opatrywał mu wrzody i prowadził do toalety. Chłopak wydobrzał. Wyjechał do kolonii, gdzie mieszkała mama. Ożenił się. O. Adama pamięta jako człowieka pracowitego, prostego w relacjach, rozmodlonego, wyciszającego kłótnie, bawiącego się z dziećmi.

Swoją historię każdy z nich opowiedział w nagranym w Indiach filmie, który 27 stycznia z okazji 66. Światowego Dnia Trędowatych wyświetlono w sali kurialnej przy katedrze praskiej. Spotkanie zorganizował Sekretariat Misyjny Jeevodaya. Rozpoczęło je przesłanie polskiej lekarki, od 30 lat pracującej wśród trędowatych.

- Dzięki pomocy ludzi dobrej woli jesteśmy w stanie wyleczyć chorych na trąd, ale odrzucenie, społeczna izolacja, naznaczają ich na całe życie. To wymaga wsparcia duchowego. Jestem wdzięczna tym, którzy mnie wspierają, bym ja mogła pomagać trędowatym. Niech wam Pan Bóg wynagrodzi – mówiła w internetowym połączeniu dr Helena Pyz z Ośrodka Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w Indiach.

Spotkanie było promocją działalności ośrodka Jeevodaya, który w powiecie Raipur prowadzi przychodnię, dwie szkoły, internat dla chłopców i dla dziewcząt, dom kobiet, dom rodzin pracowników, kuchnię, warsztat mechaniczny, pracownię krawiecką i gospodarstwo rolne. Na jego terenie jest też kościół i cmentarz.

- Chorzy na trąd muszą opuścić swój dom, wegetują na obrzeżach miast. Nie mają szans na pomoc Hindusów. Bez nas sobie nie poradzą. W Jeevodaya zmieniamy ich myślenie. Dajemy zawód i przez to pracę. Gdyby nie prowadzony internat dla dzieci i adopcja sercem, najmłodsi ponowiliby wzorce rodziców - tłumaczyła Małgorzata Smoluch, prezes Fundacji Heleny Pyz - Świt Życia.

W spotkaniu w sali kurialnej wzięli udział dobroczyńcy i wolontariusze Jeevodaya.

- Po wyjeździe na misje do Indii dostrzegłam jak bardzo jestem obdarowana. Zrozumiałam, że jest w moim życiu wiele powodów do dziękczynienia Panu. Po spotkaniu osób, które zostały wyleczone z trądu, doceniam proste sprawy, jak to, że mogę otworzyć dłoń i ruszać palcami. U pacjentów, którzy zbyt późno zgłosili się do przychodni i tym samym, u których późno rozpoczęto leczenie na trąd, pozostają nieodwracalne zmiany - mówiła Joanna Hebda, która w 2012 r. pomagała w ośrodku Jeevodaya.

Wydarzenie poprzedziła Msza św. pod przewodnictwem bp Romualda Kamińskiego w bazylice katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana. W homilii ks. Zenon Rutkowski z Sekretariatu Misyjnego Jeevodaya, przypomniał posługę o. Mariana Żelazka SDV, o. Adama Wiśniewskiego i Wandy Błeńskiej.

- Choć przeżyli obozy koncentracyjne, piekło XX w. i wiedzieli co to jest bieda, byli zdolni pochylić się nad ludźmi chorymi na trąd, odrzuconymi przez Hindusów, najbliższą rodzinę - mówił kapłan.

- Chrześcijaństwo nie jest religią kast, ale ludzi, którzy wezwani są do służby, zwłaszcza tym najbardziej potrzebującym. Przykazanie miłości realizuje się w prozie życia - dodał ks. Rutkowski.

Przypomniał też posługę dr Heleny Pyz, która po śmierci o. Wiśniewskiego, jest medykiem w Jeevodaya. - Ona jest z tymi ludźmi od trzydziestu lat, dając im nadzieję i moc do życia, jak chociażby małej Seneha znalezionej w rowie jako dwudniowe dziecko, czy innym porzuconym dzieciom - mówił ks. Rutkowski.

Światowy Dzień Trędowatych jest obchodzony od 66 lat w ostatnią niedzielę stycznia. W Polsce świętuje się go od 1996 r.