Milanówek. Pogrzeb urszulanki s. Marii Anny Aleksandrowicz, ps. "Świetlik"

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 20.02.2019 21:43

W powstaniu nosiła meldunki do gen. A. Chruściela i była sanitariuszką. Cudownie ocalała. Po wojnie przez 73 lata s. Maria Anna Aleksandrowicz służyła w zgromadzeniu urszulanek.

Zasłużoną urszulankę żegnali także jej wychowankowie i przyjaciele Zasłużoną urszulankę żegnali także jej wychowankowie i przyjaciele
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Jubileusz zakonnej profesji przypadł na czas, kiedy już odchodziła. Zmarła cztery dni później, 15 lutego, w domu urszulanek Serca Jezusa Konającego w Milanówku. Odeszła po 94 latach odważnego i spełnionego życia. Zawsze czuła opiekę Opatrzności, zwłaszcza podczas powstania warszawskiego, kiedy cud uratował jej życie.

Przy jej trumnie w kościele św. Jadwigi w Milanówku 20 lutego zgromadziły się siostry urszulanki ze wspólnot z całej Polski, a także siostry westiarki, Zgromadzenie Sióstr Sług Jezusa, grono dawnych uczniów i przyjaciół, także tych z opozycji lat 80., którym pomagała. Żegnał ją też poczet sztandarowy ZHP z Milanówka.

Żałobną Mszę św., którą koncelebrowało kilku duchownych, proboszcz parafii św. Jadwigi ks. kanonik Grzegorz Jaszczyk ofiarował Bogu w podzięce za "piękne życie siostry, całkowicie oddane Kościołowi, ojczyźnie, rodzinie zakonnej i drogiemu człowiekowi".

Zobacz:

Gdy wybuchła wojna, mała zaledwie 14 lat. I od razu odczuła jej grozę. W pierwszych miesiącach walk zginęła jej matka, dwa lata później ojciec, a w powstaniu warszawskim - starszy brat.

W powstaniu s. Maria opatrywała rannych i była łączniczką   W powstaniu s. Maria opatrywała rannych i była łączniczką
Archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego
Mimo trudnego czasu, zdała małą maturę, rozpoczęła pracę i naukę w wieczorowej szkole handlowej. Szkolne koleżanki wciągnęły ją do konspiracyjnej Drużyny Harcerskiej im. Oleńki Małkowskiej, w której przyjęła pseudonim „Świetlik”. Z tym pseudonimem poszła w powstanie.

Jako sanitariuszka przeprowadzała rannych żołnierzy do szpitala przy ul. Kopernika lub do urszulanek na Tamkę, gdzie mieszkała w bursie. Zabezpieczała też odbijanie z rąk Niemców kościoła Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu oraz budynku PAST-y, przy ul. Zielnej. Podczas bombardowania na Powiślu sama została ranna.

Była również łączniczką. Często przedzierała się z meldunkami do dowódcy powstania, gen. Antoniego Chruściela ps. "Monter". "Pamiętam, jak kiedyś dobiegłam do niego z meldunkiem, stał na podwórku przy jakimś stole i coś majstrował. Wtedy wybuchł pocisk i wszyscy byliśmy biali od prochu, od tynków rozwalonych. Ale byliśmy cali. Zapamiętałam go sobie z tego spotkania, że wyglądał jak piekarz, cały berecik biały" - wspominała w Archiwum Historii Mówionej, działającego w ramach Muzeum Powstania Warszawskiego.

W tym samej rozmowie dla archiwum wspomina cudowne ocalenie, gdy dwaj niemieccy żołnierze zaciągnęli ją i koleżankę do mieszkania na ul. Topiel.

Przystawili pistolet do pleców, grozili, próbowali je upić... Dziewczęta stawiały opór i były gotowe na śmierć. A wtedy... "Niemiec nagle pobladł, oparł się o ścianę, pistolet wyrzucił z ręki, obsunął się na podłogę i siedział. Koleżanka w drugim pokoju szarpała się z drugim Niemcem i krzyczała. Po chwili mówię: »Proszę ratować moją koleżankę«. Taki rozkaz dałam. Wstał, poszedł, tamtego wyrzucił za drzwi (...). To była wyraźnie interwencja Boża. Pan Bóg nie pozwolił na krzywdę" - wspominała po latach.

Czytaj także:

Anna Aleksandrowicz wstąpiła do urszulanek w 1946 r. w Chylicach. Przyjęła imię zakonne s. Maria od Trójcy Świętej. Trzy lata później w Pniewach złożyła pierwsze śluby. Przez powojenne lata pracowała w przedszkolach, szkołach i Domach Dziecka w: Chylicach, Lipnicy Poznańskiej, Poznaniu, Łodzi, Szczebrzeszynie, Zakopanem. W 1979 r. powróciła w okolice Warszawy i w Milanówku prowadziła katechezę w dwóch szkołach podstawowych.

- Dla mnie, dla mojej rodziny i dla tych opozycjonistów, którzy w trudnych latach 80. znaleźli schronienie w naszym domu, s. Maria była prawdziwym oparciem. Nie pozwalała nam poddać się rozpaczy, modliła się, wspierała, doradzała, a także przynosiła żywność dla opozycjonistów i kolportowała konspiracyjne materiały - ze wzruszeniem wspominali ją podczas uroczystości pogrzebowych dr Irmina Suknarowska-Drzewiecka oraz dawny opozycjonista i poseł Marian Piłka.

- Pamiętam, że kiedy byłem w drugiej klasie lubiliśmy przychodzić po siostrę, żeby do szkoły nie chodziła sama. A ona nam wtedy mówiła: "Ja nigdy nie jestem sama. Ja się modlę". Potem bardzo często zastawałem ją w kaplicy, gdy trwała na modlitwie przy Sercu Pana Jezusa. Tego nauczyłaś mnie siostro Mario i za to ci dziękuję! - zwracał się do zmarłej ks. Mariusz Figura, jej dawny uczeń.

- Pomimo podeszłego wieku i związanymi z tym różnymi dolegliwościami, codziennie wędrowała do kaplicy na wspólną modlitwę, a przede wszystkim na Eucharystię - mówił pallotyn ks. Marek Gulbinowicz, kapelan milanowskich urszulanek.

W imieniu zmarłej przybyłym na pogrzeb podziękowała s. Beata Mazur, przełożona centrum warszawskiego sióstr urszulanek. Po Eucharystii trumna z ciałem zmarłej siostry spoczęła w grobie sióstr na cmentarzu w Milanówku. Obok mogił powstańców i ofiar cywilnych drugiej wojny światowej.