Walczył o wymarzoną Polskę

Agnieszka Kurek-Zajączkowska

publikacja 20.03.2019 23:54

Nakładem Ośrodka Karta ukazały się wspomnienia i fragmenty dziennika Zbigniewa Lubienieckiego zesłanego w dzieciństwie na Syberię.

Walczył o wymarzoną Polskę - Człowiek jakim byłem na zesłaniu, umarł razem z wszami, gdy przekroczyłem Bug - mówił Zbigniew Lubieniecki Agnieszka Kurek-Zajączkowska /Foto Gość

„Odwet. Polski chłopak przeciwko Sowietom 1939-1946” to wstrząsające świadectwo życia małego chłopca wyrwanego z rajskiego krajobrazu Pienin i wywiezionego do piekła Syberii. Okrucieństwo wojny, przemocy i zabijania nie stały się tu jednak relacją martyrologii, a opisem reakcji chłopca wychowywanego w tradycji patriotycznej na bezwzględny system komunistyczny.

- Kiedy po latach, już jako dorosły człowiek przeczytałem opis piekła Dantego, to zdałem sobie sprawę, że ja przeszedłem przez piekło, o jakim Dantemu się nawet nie śniło. To, co przeżyłem, było nieludzkie. I to starałem się przekazać w swoich zapiskach i wspomnieniach. Ich mottem jest zdanie: „Nikt nie może mieć prawa, by pozbawiać dzieci dzieciństwa” - mówił w Domu Spotkań z Historią na promocji książki 89-letni Zbigniew Lubieniecki.

Pozycja powstała dzięki krótkim, ale detalicznym jak w dzienniku zapiskom, jakie Zbigniew Lubieniecki prowadził od najmłodszych lat. Część z nich ocalała i pomogła 16-latkowi spisać wspomnienia już po powrocie rodziny do Polski. Ukazują one pełne beztroski życie w w Krościenku na Dunajcem, transport rodziny od tajgi, głód, poniżanie, bicie do krwi, przysięgę zemsty po pobiciu matki, bezlitosne zachowania odwetowe, związanie się z banda młodocianych przestępców, kradzieże czy tortury.

 - Ojciec uczył mnie przetrwać w każdych warunkach. Jako dziecko wcześnie nauczyłem się czytać. Zanim poszedłem do szkoły znałem już poezję perskiego poety Nizamiego. Do tej pory pamiętam jego wiersz o poszukiwaniach ludzkich. Ja też przez całe życie szukałem pereł. Wszystko chciałem poznać do głębi. Moja wielka miłości to przyroda, ludzie i Bóg - mówił Zbigniew Lubieniecki.

W spotkaniu wziął udział Zbigniew Gluza, prezes zarządu Ośrodka Karta, które wydało pozycję. - Autor w ciągu kilku lat przeżył tyle, co może się zmieścić się w całym życiu. Wyszedł ze świata, do którego bardzo tęsknił i miał nadzieję, że do niego wróci. Przysiągł sobie odwet na Sowietach za doznane krzywdy. Ale jakie może być starcie dwóch stron, gdzie jedna jest reprezentuje aparat państwowy, a  druga jest dzieckiem? Książka pokazuje w pewnym stopniu zwycięstwo. Chłopak nie przyjmuje postawy ofiary, choć obiektywnie nią jest. Szuka jedzenia dla rodziny, także kradnąc i polując w tajdze. Zatrzymuje przez to klątwę, jaka ciążyła nad jego rodem, a która mówiła, że przez trzynaście pokoleń rodzina będzie doznawać krzywd ze strony Rosji. Ojciec autora Michał Lubieniecki, który był dwunastym pokoleniem, został zamordowany w Katyniu. Zbigniewa Lubienieckiego klątwa nie dotknęła - przekonywał Zbigniew Gluza.

Książka zawiera też rysunki autora, które tak dokładnie odwzorowują obóz na Syberii, że zastępują w pewien sposób fotografię. - Nie wszystkie prace i notatki udało się przywieść do Polski. Nie przywiązywało się do niech zbytniej uwagi. Warunki podróży były trudne. W drodze brakowało papieru do skręcania papierosów. I dlatego część moich rysunków znalazła inne przeznaczenie - wyjaśniał Zbigniew Lubieniecki.

Wydane wspomnienia sięgają do 1946 r. - Po powrocie do Polski uważałem się za żołnierza polskiego. Działałem samotnie. Trochę współpracowałem z leśnymi. Nocą dowoziłem im pici i jedzenie. Byłem samotnym wilkiem. Nie miałem wielu przyjaciół. O mojej działalności wiedziało kilka osób, w tym dyrektor szkoły, w której pisałem małą maturę i ks. Smętek, u którego się spowiadałem. Cały czas pisałem, a pamiętniki przechowywałem u różnych zaufanych rodzin. Musiałem zmieniać miejsce zamieszkania, bo domyślałem się i  dochodziły mnie słuchy, że komuniści się mną interesują - wspominał Zbigniew Lubieniecki.

Zbigniew Lubieniecki przyszedł na świat w 1930 r. w rodzinie arystokratycznej. Jego ojciec był komendantem straży granicznej. Trafił do niewoli sowieckiej i został rozstrzelany w Katyniu. Matkę z czworgiem dzieci w 1940 r. deportowano do obwodu archangielskiego. Zwolniono ich w 1941 r. na podstawie układu Sikorski-Majewski, ale nie udało się im wyjechać z armią gen. Andersa. Uzyskali zgodę na wyjazd do Pierwomajska w Kraju Ałtajskim. Do Polski wrócili w 1946 r. Zamieszkali w Dębnie Lubuskim.