Człowiek dwóch powołań

tg

|

Gość Warszawski 33/2019

publikacja 15.08.2019 00:00

Koledzy z teatralnych scen mówili pod nosem: „Ten to sobie życie ułożył. Cały czas na scenie, w dekoracji jak do najpiękniejszych oper i w dodatku wśród tłumów, które muszą go słuchać...”.

►	– To wielka łaska, że wciąż jestem na obu wielkich scenach – mówił ks. Orzechowski, prawdziwy aktor i najprawdziwszy ksiądz. ► – To wielka łaska, że wciąż jestem na obu wielkich scenach – mówił ks. Orzechowski, prawdziwy aktor i najprawdziwszy ksiądz.
Tomasz Gołąb /Foto Gość

Księdza Kazimierza Orzechowskiego po prostu nie sposób nie słuchać. 18 lat grał na scenie – od krakowskiej Bagateli, po deski warszawskiego Teatru Polskiego. Urodzony w Gdańsku, 10 lat przed wybuchem wojny, lubił wszystkie swoje role: pazia u boku Niny Andrycz w „Marii Stuart”, księcia Floryzela z „Opowieści zimowej” Szekspira... Gdy od Iwona Galla zaraził się teatrem, miał zaledwie 16 lat. U Iwona uczyli się również Maciej Maciejewski, Renata Kossobudzka, Bronisław Pawlik. To było zaraz po wojnie. Dyplom Kazimierz Orzechowski zrobił w Łodzi, u Kazimierza Dejmka.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.